*Perspektywa Vivian*
Gdy wróciłam do domu, zauważyłam, że w korytarzu stoją czyjeś buty. Damskie buty, na pewno nie moje ani mamy. Weszłam do kuchni i ujrzałam nikogo innego jak Julię. Uśmiechnęła się do mnie i rzuciła mi się na szyję.
- Vivian, dlaczego nie przedstawiłaś mi wcześniej swojej koleżanki? - zapytała mama, obserwując jak jestem duszona przez rudowłosą. Gdy wreszcie zdołałam ją od siebie odczepić - tak bardzo lubiła się przytulać - zaprowadziłam ją do mojego pokoju, rzucając mamie w odpowiedzi ciche "nie było okazji". Nie ukrywam, lekko zdziwiłam się obecnością Julii w moim domu. Nie umawiałyśmy się, w szkole nawet nie rozmawiałyśmy, bo byłam zajęta uciekaniem przed panem Zaynem idiotą Malikiem. Rozsiadła się wygodnie przy moim biurku, zostawiając mi miejsce na łóżku.
- Co cię sprowadza w me skromne progi? - zapytałam ironicznie.
- Vivi, czy myślisz, że jestem ślepa? Czemu mnie unikasz?
Nie pomyślałam o tym. Teraz wydaje jej się, że to o nią chodzi, a wcale tak nie jest. No i co ja mam zrobić w tej sytuacji? Powiedzieć jej, że zadarłam z kimś, przed kim każdy uczeń trzęsie gaciami? Zaczęłaby prawić mi morały, próbowałaby mnie powstrzymać przed brnięciem w konflikt z nim... jeszcze by jej się coś stało. Więc postanowione.
- Ostatnio zaczepiał mnie jakiś koleś, niepotrzebnie dałam się namówić na randkę, a teraz chowam się żeby na nią nie pójść...-słabe kłamstwo, ale o dziwo skuteczne. Dziewczyna nic więcej nie wspomniała na ten temat. No, oczywiście oprócz kilku 'porad'...przez te kilka dni zdążyłam się przyzwyczaić do jej nudnej paplaniny. Julia była moim totalnym przeciwieństwem, ale lubię ją i jej ufam. Do wieczora gadałyśmy o wszystkim, dosłownie. Julia zwierzała mi się ze wszystkich swoich problemów, a ja musiałam udawać, że wszystko jest okej. I nie mogłam oczywiście powiedzieć jej, że mam motocykl. Kiedyś i tak się dowie.
Mama pożyczyła mi samochód, więc odwiozłam dziewczynę do domu około dziewiątej. Wykorzystałam fakt, że droga była pusta, kilka sztuczek jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Oczywiście ja mam tego pecha, że akurat mi tak. Paliwo mi się skończyło i zostałam uziemiona na środku drogi na przedmieściach. Do tego zaczęło padać. Zajebiście. Pomyślałam.
Wysiadłam z samochodu i rozglądnęłam się - pusto i przerażająco. Wyjęłam komórkę i po spojrzeniu na ekranik miałam ochotę rozwalić to ustrojstwo. Rozładowana.
Oparłam się o maskę i czekałam na zbawienie - a co miałabym robić?
Przemokłam cała, ale w ogóle się tym nie przejęłam, teraz miałam o wiele gorszy problem. W pobliżu był niewielki lasek, ujrzałam tam jakieś światełko. Raz kozie śmierć, poszłam w jego stronę. Ktoś rozłożył sobie namiot i rozstawił wokół pełno lampionów. Czyżby romantyczne wieczór, zepsuty przez ulewę? Trudno, ja też go im zepsuję. Namiot był przemoczony, nikogo nie było w środku. Niedaleko rozległ się szmer, ktoś do mnie podszedł, ale stanął w cieniu, więc nie mogłam dostrzec, kim była tajemnicza postać.
- Chętna na małe co nie co, czy się zgubiłaś? - skrzywiłam się. Oczywiście, że poznałam ten pierdolony głos. Nienawidzę mieć pecha, NIENAWIDZĘ!
- Zdecydowanie to drugie, Malik. - warknęłam. - tak się składa, że możesz się na coś przydać i pożyczyć mi paliwa.
- Za darmo?
- Nie mam kasy.
- Więc w naturze poproszę. - podszedł i musnął swoim ciepłym oddechem moją szyję.
- Chyba śnisz, debilu.
- Tutaj mi już nie uciekniesz, skarbie... - znów skrócił między nami odległość. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Serio chce mi coś zrobić, czy tylko nastraszyć? Strach wziął górę.
Zaczęłam się cofać, aż w końcu wpadłam na drzewo.
- Jebnij ty się dziewczyno, nie mam ochoty ci niczego robić. - uśmiechnął się przebiegle, po czym dodał - jak na razie. Będziesz się stawiać, czy grzecznie wykonasz wcześniejsze polecenie?
- Paliwo mi daj, paliwo.
- Odwiozę cię.
- Spierdalaj. - wysyczałam mu prosto w twarz, na co on zaśmiał się tylko i uniósł brew. - dobra, zrozumiałam. Dzisiaj ci odpuszczę, ale niedługo spuszczę ci łomot, frajerze.
Zarechotał tylko, ale ja na jego miejscu bym się bała. Ale no, fakt...na niego to nie działa. Wytworzył sobie jakąś tarczę kuloodporną, że jest taki pewny siebie?
Zamknęłam swój samochód - hahahah, mama mnie zabije, fajnie - i wsiadłam na jego motor. Jakżeby inaczej, przecież samochód były dla niego za nudny.
Ruszył z piskiem opon, co na mnie nie zrobiło takiego wrażenia, jak się spodziewał. Sama jeżdżę szybciej. Widząc moją nijaką reakcję jeszcze bardziej przyśpieszył.
- I tak nie będę piszczeć, więc zawieź mnie do tego domu.
No i w tamtym momencie uświadomiłam sobie, że będę musiała podać mu swój adres.
- Albo wiesz, jednak do parku. Przejdę się. - widziałam jak się uśmiecha, najwidoczniej zrozumiał, co było powodem tej nagłej zmiany.
- I tak wiem gdzie mieszkasz, więc siedź cicho.
Tym mnie zadziwił, a jednocześnie trochę przestraszył. Modliłam się, by mama już spała, nie chciałam, żeby zobaczyła mnie z...kimś takim. Zatrzymał się pod moim domem, ale nie pozwolił mi zsiąść.
- Więc jak to będzie? Powiesz wszystkim, że oszukiwałaś, czy chcesz się ze mną bawić?
Szybko zeszła z maszyny i pokazałam mu środkowy palec. Znów śmiech. To jest irytujące, co bym nie zrobiła, ona się śmieje.
Weszłam do domu i usłyszałam, jak odjechał. Uff. Na szczęście wszyscy spali, więc przemknęłam się niezauważona i rzuciłam biegiem do łazienki. Później oczywiście wskoczyłam w piżamę i, jak się zapewne domyślacie, zasnęłam. Cholerny Malik.
Rano obudził mnie dźwięk silnika. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam mamę odjeżdżającą swoim samochodem. Tak, tym, który wczoraj zostawiłam w lesie. Co tu jest grane, ja się pytam?
Ogarnęłam się i szybkim krokiem poszłam na autobus. Helooł, pamiętacie, motocykl jak na razie tylko na wyścigi, Julia, ogarniacie, prawda?
Nie obeszło się bez przepychanek i walki o miejsca. Ja, chcąc być dobroduszną, ustąpiłam miejsca starszemu panu, który obdarzył mnie przepięknym uśmiechem.
Kiedy dotarłam do szkoły miałam jeden cel - nie spotkać Jego. Niestety, plan się nie powiódł, bo już na przerwie poczułam na sobie spojrzenie brązowookiego. Zostałam przyparta do szafki.
- Czy pan Malik raczy ogarnąć dupę i odpierdolić się ode mnie, czy ta twoja męska duma ci na to nie pozwoli? - warknęłam, spoglądając mu w oczy. Pewnie spodziewał się, że skulę się przed nim i będę udawać jego ofiarę? Niedoczekanie.
- Pod warunkiem, że...
- Powtarzasz się.
- Ty za to popełniasz niemały błąd, wiesz kim jestem? Wiesz, co ja mogę zrobić z twoim życiem? Wystarczy kilka słów, a będziesz miała spokój...może. - uniósł delikatnie kąciki ust, wyginając je w cwany uśmieszek.
- Więc pokaż mi kim jesteś.
Odsunął się
- Pożałujesz tego.
________________________________________________________
Czytasz = Komentujesz
Idealny, mam nadzieję że to opowiadanie będzie dłuuugie. :D
OdpowiedzUsuń