środa, 18 maja 2016

Rozdział 28

*Zayn*

Nie wiem, kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego całowałem się z Vivian, a już w ogóle nie rozumiem, dlaczego mnie nie odtrąciła.

Ma chłopaka...

Ale widocznie ten dupek nie jest w stanie zaspokoić potrzeb mojej kobiety tak, jak robiłem to ja.


- Co się tak szczerzysz? - Carter zaczepił mnie, gdy z zadowoleniem opuszczałem szkołę. Głupie pytanie.

- Dlaczego jesteś taki tępy? - jeknąłem dramatycznie i bez wahania wsiadłem na motor. Jeśli mój kumpel nie jest w stanie domyślić się, że to wszystko przez pocałunek z Viv, to chyba czas najwyższy zmienić towarzystwo. Chociaż jestem pewien, że doskonale wie o co mi chodzi i chce dowiedzieć się czegoś więcej.

Owszem, dowie się. Wszyscy się dowiedzą, gdy udowodnię im, że jeszcze nie jestem skreślony u mojej Vivian.


Gdy tylko dotarłem do domu, otworzyłem laptopa i napisałem do Gabrieli. Tak, właśnie do niej.

Umówiliśmy się na spotkanie w ich domu. Powiedziałem, że chcę zadbać o dobro Vivian, a ona z chęcią mi w tym pomoże. Ewidentnie wolała mnie od tamtego gnojka jako kandydata na potencjalnego szwagra.


Młoda czekała na mnie na podjeździe z podejrzliwym wyrazem twarzy.

- Co to za mina? Nie tęskniłaś za starym znajomym siostry?

- Niezbyt, przynajmniej nie muszę udawać, że nie słyszę co wyrabiacie nocami i nie martwię się, że nie zdążysz uciec zanim rodzice coś załapią.


Przez chwilę poczułem się zdezorientowany, lecz szybko przybrałem neutralny wyraz twarzy.

Czy ta młoda to jakaś cholerna kopia mojej dziewczyny?


- Mniejsza z tym. Słuchaj, dziewczynko. Lubimy się więc musisz mi pomóc.


- Po pierwsze, nikt nie powiedział...


Posłałem jej spojrzenie pełne dezaprobaty.


- No, dobra...mów.


- Tak myślałem. - błysnąłem zębami w szerokim uśmiechu - wiesz, że twoja siostra ma nowego chłopaka? Cicho. - upomniałem ją, zanim zdążyła mi przerwać - ten gość jest...dziwny. Nie powinien kręcić się wokół Vivian.


- Ty też nie powinieneś, a jednak jesteś... - szlag by to.


Kątem oka zauważyłem mężczyznę, stojącego przy samochodzie. Spojrzałem głęboko w jego znajome oczy. Ojciec Vivian.


- Dzień dobry, panie Grimmie.


- Zostaw moją córkę w spokoju, Malik. Nie jesteś tym, z kim moja córka mogłaby ułożyć sobie życie.


- Pana córka twierdzi inaczej. Oh, może źle się wyraziłem? Nie musi nawet tak twierdzić, jej zachowanie jest wystarczającym dowodem. - uśmiechnąłem się w najbardziej czarujący sposób, w jaki to było możliwe. Coś nakazało mi dłużej przyjrzeć się jego rysom twarzy. Był...znajomy. Nie dlatego, że był ojcem Vivian. Coś mi tu nie grało.


- Jesteś bezczelny.


- Do widzenia, panie Grimmie. - odwróciłem się na pięcie i z zadowoloną miną ruszyłem do swojego motoru.


- Wykapana matka. - usłyszałem za plecami.


Co on właśnie powiedział? Wydawało mi się prawda? Spojrzałem na niego przez ramię. Wyglądał jak zbłąkany szczeniak. Dokładnie tak, jakby powiedział coś, czego nie powinien był mówić. Znał moją matkę. Cholera, skąd?


Nie dałem po sobie poznać, że ruszyły mnie jego słowa. To jakaś pomyłka.


Po chwili do moich uszu dobiegł krzyk. Kobiety. Vivian.


Odpychała ojca rękami i nogami, lecz ten trzymał ją w szczelnym uścisku i nie pozwalał pobiec w moją stronę. Kiwnąłem do niej głową i odjechałem z piskiem opon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz