wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 8

*Perspektywa Vivian*
Wróciłam do domu ze spuszczoną głową, nie racząc nawet poinformować obecnych, że wróciłam. Po Maliku mogłam spodziewać się wszystkiego, ale żeby grozić mojej młodszej siostrzyczce? Nie, to już przeszło wszelkie granice. I co teraz robić? Jeśli powiem to, co mi kazał, moje życie jest skończone. Chyba, że pokaże mu, że...
Nie kombinuj, narazisz siostrę!
Racja. Muszę się opamiętać, bo teraz już nie chodzi o mnie. Mnie mógłby nawet zabić, proszę bardzo, ale Gabrieli nie dotknie. Zadarłam z psychopatą...
Na szczęście mama nie zauważyła mojego "humorku". Położyłam się do łóżka i wbiłam wzrok w ścianę. Myślałam i myślałam, właściwie nie wiedząc nawet o czym. Fajnie, co?
Może ja też jestem jakąś psychopatką?
Wzięłam prysznic i z mokrymi włosami wpełzłam pod kołdrę. Dzisiejsze wrażenia okropnie mnie zmęczyły, zatem nie czekając długo zamknęłam oczy i uciekłam od świata. Szkoda, że tak nie da się na stałe, naprawdę życie byłoby łatwiejsze.
Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Dziwne, bo nie nastawiałam budzika...
- Czego, kurwa? - było dopiero po czwartej, więc miałam prawo być wkurzona, jak każdy cywilizowany człowiek wyrwany z przepięknego snu. Z tego wszystkiego nawet nie sprawdziłam, kto się do mnie dobija. Kij z tym, poznam po głosie.
- Nasza umowa aktualna, prawda? - oczywiście, że poznałam. I żałuję, że w ogóle odebrałam to ustrojstwo. Wszystkie zmartwienia wróciły z tym jednym zdaniem. Malik skutecznie uprzykrzał mi życie.
- Masz trzymać się od niej z daleka, rozumiesz?!  - warknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam jedynie gardłowy śmiech i czyjś głos w tle, jak się nie mylę Nialla. Wydawał się taki miły...
- Od młodej czy od rudej?
- Od obu! - rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Ojć, troszkę się rozbił. Dosłownie TROSZKĘ, czyli na jakieś mniej więcej 252970183624  kawałeczków.
No, nieźle.
Więc już mogę się pożegnać ze snem. Byłam zbyt zdenerwowana, by zamknąć oczy, a gdy tylko to robiłam, widziałam tego sukinsyna pochylającego się nad moją bezbronną siostrzyczką.
Ugh, przystopuj trochę.
Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się... miałam problem z wykonaniem najprostszych czynności, ręce trzęsły mi się jak galareta, a warga ociekała krwią pod wpływem dość mocnego ściskania jej zębami. Nerwy jak cholera. Kiedy ja się ostatnio tak denerwowałam?
O piątej szkoła była zamknięta, w końcu woźny też musi sypiać. Usiadłam więc na murku przed budynkiem i wyciągnęłam papierosy, licząc, że chociaż one mnie uspokoją. Dzisiaj przecież muszę doszczętnie zniszczyć swoją reputację.
Jaką reputację? Ty nie masz tutaj żadnej reputacji.
A właśnie, że mam. Pokonałam Malika, to przecież się liczy.
Poczułam czyjąś obecność za sobą, ale mało mnie to zainteresowało. Przymrużyłam oczy i mocno zaciągnęłam się tytoniem.
- Nie sprawdzisz nawet, czy nie jestem psychopatą z bronią? - usłyszałam śmiech za sobą. Że what? Bardzo śmieszne, taa...
- Tośmy się dobrali. - leniwie przekręciłam głowę w stronę szeroko uśmiechniętego chłopaka. Usiadł koło mnie. Nie rozmawiałam z nim wcześniej.
- Jesteś psychopatką z bronią?
- Możliwe. - uśmiech zniknął z twarzy szatyna, wyraźnie się zmieszał. No proszę cię, gościu, na żartach się nie znasz? - żartowałam. Co tutaj robisz?
- Siedzę. - znów promiennie się uśmiechnął. Aż mi się ciepło zrobiło, dobra energia biła od niego na kilometr - jestem Louis.
- Vivian. - odwzajemniłam uśmiech i powróciłam do dalszego zatruwania sobie płuc.
- Ścigasz się, prawda?
Wybałuszyłam na niego gałki oczne. Czyli ludzie jeszcze o mnie pamiętają, a co za tym idzie... o kurcze, mam jakąś reputację!
Nie ciesz się, bo i tak niedługo ją stracisz.
Westchnęłam trochę za głośno, bo szatyn popatrzył na mnie badawczo.
- Przeszkadzam ci?
- Nie, dlaczego? Po prostu mam trochę problemów.
Odparłam cicho, nie chcąc odpowiadać na kolejne pytania. Moje problemy są moją sprawą.
- Zayn, zgadza się?
Czy ja o czymś nie wiem? Czy ten chłopak posiada zdolność czytania w myślach?
- Skąd...
- Kumplujemy się. Wiem o tobie wszystko.
Jęknęłam przeciągle i podniosłam się z murku. Nie zamierzam rozmawiać z kimś, kto koleguje się z Malikiem. Nawet jeśli ten ktoś wydaje się być całkiem sympatyczny, pozory mylą.
- Ej, ale to nie znaczy, że musisz przede mną uciekać! - wołał za mną, gdy wsiadałam na motocykl. Nie uciekać? Bardzo śmieszne. A co, może jeszcze chciał mi powiedzieć, że jest po mojej stronie? Dobre sobie.
- Odwal się. - rzuciłam i odjechałam z piskiem opon.
Pod szkołę wróciłam dopiero o ósmej, czyli pół godziny przed lekcjami. Miałam pewność, że będzie otwarte i w razie czego schowam się gdzieś przed tym popieprzonym Malikiem i jego znajomymi.
Widać, że on "kieruje" tą szkołą, więc na pomoc nie mam co liczyć. Wiadomo, że nikt mu się nie postawi. A więc pozostaje tylko przyznać się do rzekomego oszustwa.
Przez trzy lekcje siedziałam ze spuszczoną głową w ostatniej ławce, licząc, że ludzie nie zauważają mojej obecności. Chciałam zniknąć, tak byłoby najlepiej.
Na przerwie obiadowej weszłam do zatłoczonej stołówki i wyszukałam wzrokiem stolik, przy którym zazwyczaj siedział Zayn. Julia siedziała obok, wpatrując się w niego jak w obrazek. Niedługo skończę ten cały cyrk.
- Uwaga! - wspięłam się na stół i stanęłam prosto, zwracając tym samym uwagę obecnych. Dostrzegłam chytry uśmiech na twarzy mulata. Głośno przełknęłam ślinę i zaczęłam gadkę - Zayn wcale ze mną nie przegrał. Majstrowałam mu przy motorze, dlatego przyjechałam pierwsza.
Na stołówce rozległo się głośne buczenie. Zeskoczyłam ze stołu i pobiegłam co tchu do łazienki by nie rozryczeć się na oczach wszystkich. Tak, płakałam, wręcz beczałam jak małe dziecko. Gdy zabrakło mi już łez uporządkowałam twarz w miarę możliwości i z wysoko uniesioną głową weszłam do klasy. Wszystkie oczy śledziły moje ruchu, jakbym była kosmitką. Ale w ich oczach byłam czymś gorszym, byłam oszustką, a najgorsze było to, że tylko ja i Malik znaliśmy całą prawdę.
Postanowiłam udawać, że wszystko jest okej i, że wcale nie przepłakałam dwóch godzin. Niech myślą, że jest okej. Niech ten idiota wie, że nie dam się zagiąć, nawet jeśli jestem pośmiewiskiem całej szkoły.
Pod koniec lekcji chciałam jak najszybciej odjechać z tego miejsca tortur i udałoby mi się to, gdy nie zatrzymał mnie ON w towarzystwie swoich pionków.
- Grzeczna dziewczynka.
Spojrzałam na bruneta spod byka. Za nim stała rudowłosa, niecierpliwiąca się, aż jej chłoptaś skończy mnie męczyć. Chwila...
- Miałeś ją zostawić! - zacisnęłam dłonie w pięści i rozwścieczona podeszłam do Malika. Nie wahając się dłużej sprzedałam mu mocny cios w nos. Chłopak syknął z bólu, a z jego nosa polała się krew, ale mało mnie to ruszało. Dać się znokautować dziewczynie?
Obiecał, że odwali się od Julii, że da mi spokój, a tymczasem co? Może mojej siostry też sobie nie odpuści?
Podniosłam nogę, by kopnąć go w brzuch, ale unieruchomił mnie. Oberwałam w policzek. Ból był okropny, ale nie poddawałam się. Rzuciłam się na niego i biłam, kopałam, gryzłam i szczypałam, byleby powalić go na glebę. Przeciwnik nie dawał jednak za wygraną, kurczowo trzymał mnie na swoich plecach i kręcił się we wszystkie strony. Naszą walkę przerwał głos wicedyrektora, pana McAdams'a.
- Co tu się dzieje?! Przestańcie, natychmiast!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz