poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 33


*Vivian*

w środku nocy obudziły mnie mrugające światła, wpadające przez okno sypialni. Zayn spał z głową na moim brzuchu niczym bezbronny dzieciak. Podniosłam się na łokciach, starając się go nie budzić. Zamarłam, widząc policyjny radiowóz parkujący przed domem. Czy to to, o czym myślę?

- Zayn, wstawaj... - zaczęłam nim szarpać i krzyczeć w nadziei, że zaraz stąd ucieknie i go nie dorwą. - Słyszysz?! Zayn... - w końcu znalazłam się na krawędzi łóżka i mało brakowała abym spadła.

Wszystko na marne. Malik spał jak zabity. Nic nie mogło wyrwać go ze snu.

Tymczasem w domu rozległo się głośne pukanie, a wręcz walenie do drzwi. Strużka potu spłynęła po moim czole. Zaraz tutaj wejdą, a ja nie zdołam nic zrobić. Zsunęłam ciężar Malika z ciała i stanęłam na łóżku, obserwując go z góry. Dlaczego wciąż śpi?

W jednym momencie z głośnym trzaskiem wylądowałam na podłodze, nieźle się przy tym turbując. Funkcjonariusz chwycił mnie za włosy i usiłował zaciągnąć do sąsiedniego pokoju, ale nie chciałam mu na to pozwolić. Ugryzłam do w rękę i z przerażeniem stwierdziłam, że nie wywołało to u niego żadnej reakcji. Tak jakby w ogóle nie poczuł bólu.

Nie poddawałam się.

Wbiłam ostro zakończone paznokcie w skórę na jego szyi i wkrótce poczułam ciepłą krew, płynącą wzdłuż mojego przedramienia. Facet jednak nie wydał z siebie żadnego odgłosu i wciąż targał mną po podłodze.

Gdzie, do cholery, jest Trish? Gdzie cała rodzina?

Po kolejnych nieudanych próbach ucieczki byłam już bezsilna. Opadłam z sił, a policjant spokojnie wyciągnął mnie za drzwi.

Przez sekundę podniosłam wzrok i ujrzałam drugiego policjanta, który trzymał w ręku błyszczący przedmiot. Pistolet.

Pochylał się nad Zaynem i... celował prosto w jego serce.

Nie! Chciałam krzyknąć. Nie strzelaj! Z moich ust ulatywały jednak tylko ciche jęki przepełnione bólem. Mężczyźni zdawali się byś głusi na moje błagania.

Jedynym, co usłyszałam leżąc twarzą do podłogi, był strzał. Nie. Nie! NIE!

W momencie poczułam okropny ból w piersi; jakby trafił we mnie, a nie w niego. Moje serce pękało na milion kawałków i czułam, że krew przestaje krążyć w żyłach. W desperacyjnych próbach wciągnięcia do płuc odrobiny powietrza marnowałam resztki sił. To konie, pomyślałam. Powieki jechały mi w dół. Moje wnętrze płonęło. Całe moje ciało było niezwykle bolesne. Ostatni raz uniosłam wzrok w kierunku łóżka. Było puste. Zayn zniknął.




- Vivian! Otwórz oczy! - nerwowo zamrugałam, chcąc wypędzić druzgocące obrazy z głowy. Byłam cała oblana zimnym potem. Mulat trzymał mnie w ciasnym uścisku i głaskał po włosach, gdy zaczęłam łkać. Posadził mnie na swoich kolanach, a ja oplotłam go nogami w pasie.

To tylko zły sen. Najgorszy.

- Ty żyjesz... - wychrypiałam, mocząc skórę łzami. Był bez koszulki, a jego mięśnie poruszały się, gdy przytulał mnie do siebie.

- Oczywiście, że żyję. To tylko sen. Jestem tutaj, wszystko w porządku. - krzepiący głos Zayna pomógł mi się nieco uspokoić. Boże. To tylko sen. Tylko sen...

Cierpliwie głaskał mnie po plecach, oczekując, aż będę gotowa żeby z powrotem położyć się spać. Al ja nie chciałam już dzisiaj zasypiać. Bałam się o niego.

- Chodź, mama zaparzy ci herbaty. - jednym ruchem uniósł mnie z łóżka i skierował się do kuchni. Widząc zaspaną Trish uderzyło we mnie poczucie winy. Zegar wskazywał trzecią w nocy. Czy obudziłam już wszystkich?

Milczała. Spojrzała na mnie ze współczuciem, ale nic nie powiedziała. Może i dobrze, bo i tak było mi wystarczająco głupio.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się delikatnie, gdy postawiła przede mną kubek z parującą cieczą. Wyszła.

Zayn nie spuszczał ze mnie wzroku, a jego ramię otaczało mnie z troską kiedy popijałam herbatę.

- Co ci się śniło?- o nie, proszę. Nie pytaj.

Kiwnęłam głową i wysiliłam się na uśmiech, dając do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować. Prawda była taka, że sama zastanawiałam się czy ten sen nie był jakimś ostrzeżeniem.

- Chcę wiedzieć.

Więc mu opowiedziałam.




Siedziałam na łóżku, wzrokiem wodząc po podłodze. Walały się po niej sterty dokumentów; tych ważnych i mniej, ale wszystkie należały do rodziny Malików.

Zayn uparcie szukał czegoś, co mogłoby wskazywać na znajomość naszych rodziców. Może byli dawnymi przyjaciółmi? Może mój ojciec jest byłym matki Zayna?

Tak, to mogło być ciekawe. Wyobrażałam sobie ojczulka z bujną czupryną loków i Trish w małej czarnej bawiących się na dyskotece szkolnej.

- Zaraz wrócą. Musimy to sprzątnąć.

- Zaczekaj, mam coś. - podał mi jakiś papier wyglądający na akt urodzenia. Safaa Malik.

- No i...? - byłam zdezorientowana. Jeszcze nie zwróciłam uwagi na to, co on zauważył.

- Ojciec nieznany. Jak, do kurwy, nieznany, skoro ojciec był jeszcze wtedy z nami? Mój ojciec jest też jej ojcem, dlaczego więc nie ma go na tym papierze? - poirytowany chłopak rzucił kartką i stanął pod ścianą, krzyżując ręce.

- Nie wiem, nie pytaj. Może...zapytaj mamę? - moja sugestia była idiotyczna, ale nie miałam lepszego pomysłu. Bo niby kto będzie lepiej wiedział, co jest nie tak z tym aktem, jak nie Trish?

- Żartujesz? - przesunął dłonią po włosach. Jego frustracja z pewnością już dawno przeszłaby na mnie, gdyby nie szok po nieprzespanej nocy.



Przełknęłam ślinę i postanowiłam zamilknąć. Potrzebowałam powietrza. Chciałam wyjść.

- Muszę pomyśleć. Pójdę... na spacer. A ty zastanów się, czy na pewno chcesz dowiedzieć się o co tym chodzi. Czasami lepiej jest po prostu nie wiedzieć.

1 komentarz:

  1. Nie, nie, nie! Proszę, niech nie będą spokrewnieni :d A tak serio, cudny rozdział. Przykro mi, że jak na razie (od jakiegoś czasu tylko ja komentuję, ale trzymam kciuki za rozgłos) mało komentujących. Never give up xd

    OdpowiedzUsuń