piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 34

*Vivian*

Okej. Wszyscy oprócz mnie i Zayna spali, na dworze panował jeszcze półmrok, mój chłopak uparcie przewalał sterty dokumentów, chcąc wytłumaczyć wcześniej znalezione brednie, a ja chciałam iść na spacer.

Piąta nad ranem w uroczym miasteczku Cambridge wcale nie jest taką okropną godziną za jaką miałam ją w Bradford. Przynajmniej jest... w miarę spokojnie.

Było niemalże całkowicie pusto, jednak ktoś burzył spokój i harmonię, którymi chciałam się otoczyć. Pewien szatyn z papierosem w ustach chodził w tę i z powrotem po ulicy, sprawiając wrażenie oczekującego. No cóż, gdybym posiadała choć łyżkę oleju w głowie pewnie postanowiłabym zawrócić i schować się za plecami Zayna. I właśnie tego mi zabrakło.

Ignorując niesubtelne spojrzenia mężczyzny założyłam kaptur i minęłam go. Kątem oka widziałam jak zagryza wargę. Jego oczy były dzikie...nie wyglądało jak oczy człowieka, a raczej jakiegoś drapieżnego zwierzęcia. I właśnie w tamtym momencie zrozumiałam błąd, który popełniłam w ogóle wychodząc z domu. Zawsze, gdy w pobliżu nie było mojego chłopaka, ja musiałam się wpakować w bagno albo trafić na nieodpowiednią osobę. Wyczuwałam, że zaraz coś się stanie. Przyśpieszyłam.

- Ej, mała! Gdzie tak gonisz, może wyskoczymy na piwo? - cholera, nie sądziłam, że był tak blisko. Głos rozległ się tuż przy moim uchu.

- Nie, dzięki. Mam chłopaka. - odparłam nerwowo, niepotrzebnie wspominając o chłopaku. Przecież go to nie obchodzi. Odwróciłam się przodem do gościa i zmroziłam go spojrzeniem. A on się uśmiechnął. Nie groźnie, chytrze, przebiegle. Po prostu.

Wystarczyłoby jedno spojrzenie Zayna, a gwarantuję, że koleś nigdy więcej by się do mnie nie zbliżył.

- No właśnie, ma chłopaka.

Zdezorientowana podniosłam wzrok, żeby ujrzeć śmiejącego się Malika. On i ten, eh, gościu podali sobie ręce i ścisnęli się po przyjacielsku. No jakżeby inaczej! Czy choć raz nie mogę trafić na kogoś, kogo nie znałby mój chłopak?

- Oczywiście, że każda dobra dupa kręcąca się w pobliżu domu Malików musi należeć do niejakiego Zayna Malika, który mimo rzadkich wizyt zdążył już zaliczyć pół miasta. - nieznajomy uśmiechnął się i pokiwał głową z uznaniem.

- Bez takich, dobra? Po pierwsze, DZIEWCZYNA. Na dupie to ty sobie możesz usiąść. Po drugie, do nikogo nie należę. I po trzecie, w przeciwieństwie do ciebie Zayn nie lata za dziewczynami ze zwisającym jęzorem, bo jako cywilizowany, dorosły człowiek jest w poważnym związku.

Głośno wciągnęłam powietrze, które niemal doszczętnie wykorzystałam na tą wyczerpującą przemowę i spojrzałam na ich miny. Obydwaj drżeli, próbując powstrzymać śmiech.

- No, dalej! Śmiejcie się, debile! A ty śpisz dzisiaj na podłodze! - skrzyżowałam ręce na piersiach i ruszyłam przed siebie, lecz nie trwało to długo. Zayn chwycił mnie za ramię i odwrócił przodem do siebie.

- Dobra, już. Przepraszam. - Otoczył mnie ramionami i z rozbawieniem pocałował w głowę. Gdyby tylko mnie puścił rozwaliłabym mu nos, przysięgam.

- Skończ, Malik. - warknęłam i...śmiech. Znów.

Mocno przygryzłam wargę, by nie zacząć przeklinać mojego zidiociałego chłopaka i jego identycznego kumpla.

- Malik pod pantoflem? Wreszcie ktoś cię usadził stary! Lubię cię, mała. - tamten uśmiechnął się półgębkiem i mrugnął do mnie.

- Cholera, nie próbuj flirtować z moją dziewczyną, Lucas, głupcze. - oho, odezwał się wieczny zazdrośnik.

- Cześć, jestem Vivian. - przewróciłam oczami, wbijając łokieć w żebro Zayna. Nie na tyle mocno żeby mnie wypuścił, rzecz jasna.

Lucas znów się uśmiechnął. Hm, był całkiem sympatyczny, ale nagrabił sobie u mnie wcześniejszą gadką.

- Sorry, stary, musimy iść. I pamiętaj, nigdy więcej nie mów "mała" do mojej panny, rozumiemy się? - mulat splótł nasze dłonie i pokazał gestem, że ma Lucasa na oku. Zdziwiłam się, widząc minę tamtego. Więc to nie był żart, a szatyn był konkretnie poruszony groźbą Zayna. Czego tutaj nie załapałam?




- Nie musisz być taki zazdrosny. - zamierzałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale zareagował w porę. Cały Zayn. Mój, i tylko mój.

- Czasami muszę. A kiedy ktoś zaczyna bezczelnie zarywać do mojej laski, nie zamierzam milczeć. Tylko ze względu na ciebie nie spuściłem mu łomotu.

- Zayn, uspokój się. Oszalałeś.

- Tylko i wyłącznie na twoim punkcie.




- No, to co tu znalazłeś? - pochyliłam się nad składającym papiery chłopakiem, zakładając niesforne pasmo włosów za ucho.

- Właśnie nic. - wzruszył ramionami i podniósł wzrok. Pragnął mnie i wyraźnie sygnalizował o tym błysk w oczach. - Po prostu chciałem zaciągnąć cię do sypialni. - uśmiechnął się i wstał.

Jego ręce wylądowały na moich biodrach, choć druga już po chwili ściskała pośladek. Idealna pora na seks.

Cóż, dla nas każda jest idealna.

Zaczął mnie rozbierać, łapczywie całując każdy centymetr mojej skóry. Pozostawił też kilka krwistoczerwonych malinek w okolicach szyi, dekoltu i brzucha. Po wszystkim będę musiała użyć tony podkładu żeby zniwelować ślady, ale facetów nie obchodzą takie rzeczy. Oni w ten sposób znaczą swój teren, a Zayn jest tego dowodem. Gdy tylko zobaczył, że ktoś inny próbował mnie poderwać, postanowił zostawić coś, co będzie wysyłało jasny komunikat "NIE SYPIAM SAMA!".

Ciąg dalszy pozostawię waszej wyobraźni.




Obudziłam się pierwsza, od razu ściągając rękę Zayna z mojego nagiego ciała. Szybko wskoczyłam w ubrania i weszłam do kuchni. Było już południe, a Trish siedziała przy stole, popijając herbatę. Wyglądała na zamyśloną.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się ciepło do kobiety, czując się nieco niezręcznie faktem, że jeszcze nie dawno gziłam się z jej synem w jej własnym mieszkaniu.

- Vivian. Zrobię ci śniadanie... - pokiwałam głową i usiadłam naprzeciwko niej. Poczułam bijącą od niej chęć rozmowy.

- Nie przyjechaliście tutaj w odwiedziny. - bez zbędnego pitolenia przeszła do sedna sprawy, która ewidentnie ją gnębiła.

- Co? - eh, źle - to znaczy, słucham? - tak naprawdę byłam pewna, że domyśliła się prawdziwego motywu naszego przyjazdu, ale gdybym się myliła, Zayn udusiłby mnie za wypaplanie wszystkiego jego matce.

- Szukacie czegoś. - położyła delikatną, zadbaną dłoń na mojej. - Powiedz mi. Nie jestem głupia. Mój syn się czegoś dowiedział. O co chodzi?

Wypuściłam powietrze. Poddałam się i zaczęłam śpiewać jak skowronek na wiosnę.

- Zaczęło się od twojego podejrzanego zachowania na wspomnienie mojego ojca. Zayn od razu wyczuł, że coś jest nie w porządku.

- Oczywiście. Potrafi przejrzeć człowieka na wylot. - kiwnęła głową, bym kontynuowała.

- Znalazł akt urodzenia najmłodszej siostry. Nie wpisano w nim ojca. - wbiłam wzrok w drewniany blat, czując się jak szpieg przyłapany na gorącym uczynku. - Przepraszam, wtrącam się...

- Nie. Właściwie nigdy nie mieliście się o tym dowiedzieć. Nigdy nie sądziłam, że Zayn zakocha się akurat w córce Andrewa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz