*trzy tygodnie później*
*Zayn*
- Czekaj, gdzie tak pędzisz? - z trudem dotrzymywałem kroku mojej obrażonej dziewczynie, która pędziła po galerii niczym huragan.
- Odwal się! - krzyknęła zbyt głośno, by nie przykuć uwagi innych, ale zbyt cicho aby mnie zniechęcić.
Od jebanych trzech tygodni latałem za nią jak pies i próbowałem wynagrodzić jej...to wszystko, czym niedawno ją tak zraniłem.
- Umówiłam się z kimś, okej? - westchnęła, jednym zdaniem zapierając dech w mojej piersi. Co?
- Co? Kto to? Przecież ja tutaj jestem! - chwyciłem ją za ramię i zatrzymałem przy sobie. Musiałem wiedzieć kim był idiota dobierający się do mojej Vivian.
- To nie twoja sprawa.
- Dlaczego?
- Dlaczego co? - patrzyła obojętnie w podłogę, udając głupią. Cholerna moja dziewczyna.
- Jesteś ze mną, do cholery! - trochę podniosłem głos, nie mogąc już dłużej powstrzymać gniewu.
- Właśnie w tym problem, Zayn. Od ponad trzech tygodni nie jestem z tobą i powinieneś to w końcu zrozumieć.
Nie, nie, nie.
Nigdy nie pozwolę ci odejść.
Zapomnij.
Nie, nie i nie.
Nie jesteś moją własnością.
Dlaczego nie możesz być moja?
- Proszę... - ująłem jej dłoń w swoją i zanim zdążyłem unieść ją do swoich ust, za plecami usłyszałem chrząknięcie.
- Oh, Ian. - brunetka gwałtownie mi się wyrwała i podeszła do pierdolonego faceta, który patrzył na nią jak wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę.
Nienawidzę go. Tak bardzo nienawidzę każdego, kto próbuje zabrać mi moje szczęście.
Wiem, że nie potrafię okazywać uczuć. Jestem typem człowieka, który nie potrafi szybko zaufać innym. Nie zakochuję się w pierwszej lepszej dziewczynie, ale kiedy już kogoś pokocham to całym sercem.
Taki właśnie jestem.
Popieprzony, chory i pojebany. Ale kocham moją Vivian i nie umiem przestać.
Stałem jak sparaliżowany i smutnym wzrokiem błądziłem między Ian'em a nią. Objął ją, a ona wcale się nie odsunęła. Pozwoliła mu na to.
Rzuciła mi ostatnie, pełne pogardy, spojrzenie i poprowadziła bruneta wgłąb sklepu.
*dwa dni później*
Poniedziałek. Pieprzony poniedziałek, który był jednym z najcięższych dni w moim życiu.
Cały weekend rozmyślałem o mnie i Vivian. Doszedłem do wniosku, że nas już nie ma.
Dotarło do mnie, że nie mogę jej zmusić do miłości. Najlepszym dowodem mojego uczucia będzie pozwolenie jej odejść. Będzie szczęśliwa beze mnie, z kimś innym.
Widocznie nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
Spóźniłem się na pierwszą lekcję, a już po drugiej zauważyłem Vivian z jakąś dziewczyną. Pewnie znalazła sobie jakąś nową znajomą - pomyślałem.
Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, ruszyłem w przeciwnym kierunku i ze łzami w oczach poszedłem na kolejną lekcję. Tego dnia nie zobaczyłem jej więcej.
We wtorek miałem skrócone lekcje, więc wyszedłem zaraz po najgorszym wuefie w moim życiu.
Miałem z nią zajęcia. Patrzenie na jej piękne, wysportowane ciało i idealnie wyeksponowane kształty i uświadamianie sobie, że nigdy więcej jej nie dotnę było dla mnie horrorem.
Naciągnąłem na siebie jeansy i wybiegłem z budynku, by nikt nie zobaczył w jakim żałosnym stanie jestem.
Środa...co tu dużo mówić. Nawet nie wstałem z łóżka - cały dzień spędziłem na oglądaniu zdjęć mojej Vivian. Płakałem przy tym jak bóbr, a mój stan wciąż się nie poprawiał. Poprzez ból fizyczny odczuwałem również ból fizyczny, a to wszystko wręcz mnie zabijało.
Nie miałem pojęcia, jak bardzo ją kocham, dopóki jej nie straciłem.
Jedynym pocieszeniem był fakt, że Vivian też mogła przeżywać nasze rozstanie tak jak ja.
Ale nie przeżywała. Unikała mnie, a ja nie pozostawałem dłużny.
W czwartek olałem mamę, która wydzwaniała do mnie co chwila. Nie miałem najmniejszej ochoty tłumaczyć jej tego wszystkiego...
Vivian nie było w szkole - przez przypadek podsłuchałem jak jakieś dziewczyny bezczelnie ją obgadywały.
Od razu przerwałem im rozmowę i zabroniłem jakkolwiek obrażać moją ukochaną.
Oprócz tego wygrałem wyścig, ale nie przyniosło mi to żadnej satysfakcji. Wyścigi nie jarały mnie tak bardzo od czasu, gdy zacząłem z nią sypiać.
Piątek był istną męczarnią - przez całą lekcję chemii wgapiałem się w moją zdolną Vivian, w skupieniu wykonującą eksperyment. Miejsce obok niej było puste i naprawdę kusiło, ale nie mogłem ruszyć nogami. Pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnąłem się półgębkiem na widok przeklinającej Vivian, wycierającej ciemną breję ze swojej bluzki.
Większości weekendu nie pamiętam. Pewnie spędziłem go w jakimś obleśnym klubie, pijąc do nieprzytomności i użalając się nad samym sobą.
A Vivian? Vivian wkrótce oficjalnie została dziewczyną Ian'a.
__________________________________________________________________________________
Dzisiaj przybywam do was z nieco innym rozdziałem, bo z perspektywy Zayna. Dziękuję, że jesteście i komentujecie, oby tak dalej! Bez was nie byłoby tego opowiadania, wiecie?
A teraz zmykam, bo za chwilę laptop mi się rozładuje i nie zdążę kliknąć "opublikuj"...
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
♡
OdpowiedzUsuńCudowne!!! Nie moge sie doczekac nastepnego ;*
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńSuper����
OdpowiedzUsuń