wtorek, 19 lipca 2016

Zapraszam

Hej, chciałam wam przypomnieć, że na wattpadzie piszę inne książki. Jeśli macie ochotę to zapraszam na opowieść zatytuowaną Mystery, którą właśnie zaczęłam.

http://my.w.tt/UiNb/HNCBSjGf9u

Dobranoc ❤

sobota, 16 lipca 2016

Epilog

KONIECZNIE KLIKNIJ I WŁĄCZ PIOSENKĘ

Dwa lata później, Londyn

*Vivian*

- Więc co takiego złego zrobiłaś? - uśmiechnęłam się do Tessy opowiadającej mi o dwumiesięcznym szlabanie, który zarobiła od rodziców w podstawówce.

- Poszłam na wagary. - Dramatycznym gestem chwyciła się za serce i po chwili dźwięcznie roześmiała.

Była pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę, gdy kolejny raz musiałam zmienić środowisko. Poznałyśmy się pół roku po moim przyjeździe do Londynu. Tyle czasu zajęło mojej siostrze, w zasadzie siostrom, przekonywanie mnie do wyjścia z pokoju po dramatycznych wydarzeniach jakie mnie nie ominęły.

- Oh, to rzeczywiście straszne. Mój były już w podstawówce był narkomanem, ale co kto woli.

Podniosłam się z krzesła na odgłos dzwoneczków przywieszonych przy wejściu do małej kawiarenki, w której dorabiałam po zajęciach.

Wspomniałam już, że mieszkam sama? Samotna, mała Vivian w świecie czerwonych autobusów i przewalających się tłumów. Tak mogłoby się wydawać komuś, kto zupełnie nie ma pojęcia jakim jestem człowiekiem. Zawsze byłam skazana na siebie i dosłownie tylko przez kilka lat liceum zapomniałam o tym, bo wreszcie ktoś się mną zajął. Ale ten ktoś jest już przeszłością, bo nigdy więcej go nie zobaczę. Bo zrobił coś, co na zawsze odebrało nam szanse na normalne życie. A przynajmniej jemu, bo jakże łatwo powiedzieć osamotnionej, zakochanej i skrzywdzonej dziewczynie żeby poszła w swoją stronę i nie oglądała się za siebie?

W praktyce ruszenie do przodu wcale nie jest łatwą sprawą, a wyzbycie się wszystkich wyrzutów sumienia jeszcze trudniejszą. Bo niby dlaczego Zayn siedzi teraz za kratami, a ja usłyszałam jedynie "zapomnij o nim, znajdziesz kogoś innego"? Dlaczego to ja, a nie on, powinnam teraz siedzieć w kawiarni i snuć nędzne teorie na temat swojego życia?

- Jaki były? Czyżby seksowny brunet o czekoladowych oczach i dzikim spojrzeniu? - westchnęłam cicho i stanęłam za ladą, chcąc ominąć temat, a jednocześnie... po prostu przyjąć zamówienie. Doskonale wiedziała jaki typ urody mi się podoba.

Nie powinnam była o nim wspominać, nawet jeśli Tessa była najbardziej zaufaną osobą. Bo to przeszłość, a przeszłość nie powinna przejmować kontroli nad teraźniejszością i przyszłością, czyż nie?

- Bierz się do roboty, leniu. - prychnęłam, uruchamiając ekspres.

- I tak mi wszystko opowiesz.




- Umieram. - Dziewczyna opadła bez sił na krzesło, sprawiając, że burza loków zasłoniła jej całe pole widzenia. Zawsze zazdrościłam jej fryzury.

- Przestań, bo jeszcze się ucieszę. - Wywróciłam oczami i zabrałam torebkę ze stolika. - Ej, bo cię tu zamknę.

- Okej.

- Tessa! - zachichotała i odchyliła kilka loczków by rzucić na mnie okiem.

- Dopóki nie dowiem się, kim jest twój były. To bardzo ważny szczegół wśród innych pierdół w twoim życiu i ja miałabym nie wiedzieć nic na ten temat? Przecież opowiedziałam ci o wszystkich moich ex, zaczynając od Rob...

- O, nie! - wolałam powstrzymać ten bombardujący mnie potok słów. Co za ciekawska...

- No, to jak? - zabawnie poruszyła brwiami, a ja głośno wypuściłam powietrze i opadłam na krzesło obok.

- Co chcesz wiedzieć? - wbiłam w nią zabójcze spojrzenie, ale to nie powstrzymało jej przed wypytaniem mnie o każdą rzecz związaną z Malikiem.

- Jak się nazywa? I jak wygląda? Ah, wiem jak wygląda! Dobra, dalej...jak się poznaliście? Był starszy? Albo opowiedz mi całą historię. Po twojej minie wnioskuję, że będzie ciekawa. - Z zadowoleniem założyła nogę na nogę i jeszcze wygodniej rozsiadła się na krześle. A mi trzęsły się ręce.

- Spokojnie, dobra już. Zayn. Zayn Malik. - Przymknęłam oczy na samo wspomnienie jego przenikliwych, brązowych oczu spoglądających na mnie spod ciemnych rzęs. Ten błysk.

Ten uśmiech, który pojawiał się za każdym razem, gdy usiłowałam zmrozić go wzrokiem i te dłonie błądzące po moim nagim ciele podczas jednej z wielu wspólnych nocy. I tatuaże, pod którymi poruszały się jego mięśnie.

- Co było później? Ah, jak się poznaliśmy. Cóż... dość typowo. - Przywołałam do siebie wizję naszego pierwszego spotkania i poczułam bolesne kłucie w sercu.

Drzwi do klasy otworzyły się, a do środka wszedł wysoki brunet. Chłopak nawet nie raczył się przywitać.

- Panie Malik, co tym razem przeszkodziło panu w dotarciu do szkoły?

Wszystkie dziewczyny się do niego śliniły, a ja byłam zajęta śmianiem się z miny nauczycielki.

- Aha, już rozumiem. Niegrzeczny chłopaczek, żeby tak perfidnie zawrócić w głowie Vivian? I to jeszcze na lekcji, od pierwszego wejrzenia? - zaśmiała się, a ja przełknęłam ślinę, ale wkrótce odwzajemniłam uśmiech. To dopiero początek historii, moja droga.

- Potem przegrał ze mną wyścig... wiesz, Grimmie motocyklistka i te sprawy. - Machnęłam ręką, a ona usiłowała powstrzymać śmiech, obawiając się, że nie pozna ciągu dalszego. - A wtedy to ja już miałam równo przejebane. - Przygryzłam wargę, wciąż się uśmiechając. Wspomnienia uderzały we mnie potężnymi falami.

- Opowiadaj o tym!! - widziałam podekscytowanie na jej twarzy, ale szybko ostudziłam jej zapał. Ewentualnie nie.

- Ale najpierw były popisy. Cała szkoła wiedziała, że świetnie jeżdżę.

Patrząc jak Ian się oddala, chęć przejechania się jego motorem nieustannie rosła. Zobaczyłam pęk kluczy. Wsiadłam na maszynę i uruchomiłam silnik. Ruszyłam z piskiem opon, co nie umknęło uwadze zarówno uczniów, jak i nauczycieli, przez co cała szkoła zebrała się na placu i obserwowała moje wyczyny. Ian i Zayn stali jak wryci, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczyma. No tak, bo od kiedy dziewczyny tak jeżdżą...
Gdy skończyłam popisy zeskoczyłam z motoru i rzuciłam Ianowi klucze.
- Dziękuję. - dałam mu buziaka w policzek, ale odpowiedział mi tylko głębokim westchnięciem.

- Wooho, a ten Ian to kto?

- Ciii, nie przerywaj mi.

Na linii startu ujrzałam znajomy, czarny motor z moich snów, a na nim Zayna. Po chwili obok niego ustawił się nie kto inny jak... Ian.
Przepchałam się na sam przód, by mieć dobry widok. Znajomy mnie zauważył i widocznie się zdziwił, ale po chwili na tor wyszła skąpo ubrana dziewczyna z pistoletem w ręce. Gdy rozległ się huk, wyścig się rozpoczął. Ian i Malik utrzymywali się na tej samej pozycji, walczyli zaciekle, aż w końcu zaczęli z zawrotną prędkością zbliżać się do mety. W jednym momencie stało się coś strasznego - Malik zbliżył się do Iana i kopnął w jego motor, na co ten zjechał z drogi. Widząc zakrwawionego przyjaciela pobiegłam w jego stronę, był przytomny. Ktoś zadzwonił na pogotowie, które miało niebawem przyjechać. Uklękłam przy brunecie i powtarzałam, że wszystko będzie dobrze, gdy koło nas pojawił się Zayn na motocyklu. Nie czekając na jego durne odzywki wstałam i zaciskając pięści podeszłam bardzo blisko niego.
- Czy ciebie kurwa po...
- Skąd ty się tu wzięłaś? To nie miejsce dla grzecznych dziewczynek.
Zagotowało we mnie.
- Przyjechałam nauczyć cię przegrywać. - wysyczałam mu prosto w twarz. Te słowa po prostu wyrwały się z moich ust, nie pytając głowy o zdanie.
Po kilku sekundach pojawiła się karetka - zabrali Iana. Stałam twarzą w twarz z Malikiem.
Brunet zmierzył mnie wzrokiem jakby chciał mnie przestraszyć, ale byłam nieugięta. Chciałam mu pokazać na co mnie stać.
- Za pięć minut na starcie. Masz przejebane, kochanie. - warknął i odjechał.
Ustawiłam się na linii startu. Wkrótce dołączył do mnie Malik. Zmierzyliśmy się spojrzeniami. Przysłuchiwałam się okrzykom.
- Popełniasz samobójstwo, mała. - szepnął Malik. Planował zakładać kask, ale widząc, że ja go nie potrzebuję, zrezygnował i rzucił go jakimś kolesiom.
Iiiiii....
wyścig się zaczął. Pędziłam najszybciej jak mogłam, ale Zayn był lepszy. Już straciłam nadzieję, gdy nagle na zakręcie zauważyłam, że popełnił błąd. Wyprzedziłam go. Toczyliśmy zaciętą walkę, aż zaczęliśmy zbliżać się do mety.
Wygrałam z Malikiem. Tłum oszalał, wszyscy wybałuszali na mnie gałki oczne. Malik klął cicho pod nosem, rzucając mi zawistne spojrzenia. Koleś z mikrofonem podszedł do mnie i podniósł moją prawą rękę.
- No to chyba mamy nowego mistrza!

- Tak więc Malik stał się twoim najgorszym wrogiem. - Skrzywiła się na chwilę, a potem uśmiechnęła z dumą - brawo, mała! To musiało go zaboleć!

- Tak. A ja później odczułam konsekwencje.

Pamiętam, jak w tamtym momencie go nienawidziłam. Wtedy byłabym w stanie wydrapać mu oczy choćby za jeden głupi tekst posłany w moją stronę. Niewyobrażalnie mnie irytował i po części zawsze to robił.

- Pewnego razu skończyło mi się paliwo, a Zayn oczywiście jakimś trafem musiał znaleźć się w pobliżu.

- Chętna na małe co nie co, czy się zgubiłaś? - skrzywiłam się.
- Zdecydowanie to drugie, Malik. - warknęłam. - tak się składa, że możesz się na coś przydać i pożyczyć mi paliwa.
- Za darmo?
- Nie mam kasy.
- Więc w naturze poproszę. - podszedł i musnął swoim ciepłym oddechem moją szyję.
- Chyba śnisz, debilu.

- Żartujesz sobie ze mnie? - wybuchła niepohamowanym śmiechem, a ja do niej dołączyłam. Z perspektywy czasu wszystkie te sytuacje, w których niby przez przypadek znalazłam się z Malikiem, były nawet zabawne. Gdyby nie najokropniejszy finał, jaki mogę sobie wyobrazić, byłaby to najlepsza historia miłosna o jakiej słyszałam.

- Myślał, że jeśli doda gazu to zacznę piszczeć. Ale ja nie dałam za wygraną, więc prawie wylądowaliśmy w rowie, gdy na liczniku brakło liczb. Przy okazji, wtedy zaczął mi grozić. Chciał, żebym oznajmiła wszystkim, że nie wygrałam z nim sprawiedliwie.

- A ty oczywiście byłaś uparta i kazałaś mu spierdalać, no tak, cała ty. - Dokończyła za mnie.

- Rano samochód jakimś cudem znalazł się pod domem.

- No, chyba wiem czyja to sprawka. - Zachichotała i złapała mnie za rękę. Dostrzegła smutek, który siedział gdzieś głęboko we mnie i postanowiła dodać mi otuchy. - Viv, jeśli nie chcesz, nie musisz mówić, ale zapewniam cię, że pomoże ci to pozbyć się tego ciężaru...

Zostałam przyparta do szafki.
- Czy pan Malik raczy ogarnąć dupę i odpierdolić się ode mnie, czy ta twoja męska duma ci na to nie pozwoli? - warknęłam, spoglądając mu w oczy.
- Pod warunkiem, że...
- Powtarzasz się.
- Ty za to popełniasz niemały błąd, wiesz kim jestem? Wiesz, co ja mogę zrobić z twoim życiem? Wystarczy kilka słów, a będziesz miała spokój...może. - uniósł delikatnie kąciki ust, wyginając je w cwany uśmieszek.
- Więc pokaż mi kim jesteś.
Odsunął się
- Pożałujesz tego.

- Wróg numer jeden. Nienawiść, potem miłość... ale jeszcze nie czas na to. W liceum miałam przyjaciółkę. Żeby się na mnie zemścić, zaczął się z nią umawiać i nawet straszył mnie, że zabierze jej dziewictwo a później ją zrani. Zabraniałam jej się z nim spotykać, ale potraktowała mnie jak wroga, a nawet wspomniała, że jestem zazdrosna o Malika. Więc wkurzyłam się i wkradłam mu się do mieszkania, poprzekłuwałam wszystkie prezerwatywy jakie tylko znalazłam i zostawiłam małą niespodziankę. Przespali się ze sobą, ale to nie ja wyszłam na tą złą. Później okazało się, że zaraz po Zaynie miała kolejnego faceta, z którym użyła dziurawej prezerwatywy z domu Zayna. I wpadła. - Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie załamanej Julii. - Jestem suką, co? - stwierdziłam, czując zadowolenie.

- Urodziła dziecko?! Oj, taaak. - oszołomiona kiwnęła głową na zgodę. I kazała mówić dalej.

Urodziła? Kurczę, nigdy więcej nie widziałam Julii. Ciekawe, co u niej?

- I gdy zaczął grozić mojej siostrze...przyznałam przed całą szkołą, że oszukiwałam w wyścigu. Że miałam jakiś ulepszony motor. Nie pamiętam. - Przyłożyłam palec do jej ust, widząc, że zamierza coś powiedzieć - i pobiliśmy się. A potem, niczego nieświadomi, przespaliśmy się ze sobą na imprezie.

- Zaraz, jak niczego nieświadomi?

- Byliśmy pijani. Prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam obok kogo śpię. W dodatku to był mój pierwszy raz.

- PIERWSZY RAZ? PIJANA, NA IMPREZIE?!

- Nie oceniaj mnie. - Uśmiechnęłam się chytrze i skrzyżowałam ręce.

Leżałam tyłem do bruneta, który silną ręką obejmował mnie w talii. Oboje byliśmy nadzy. Zanim sprawdziłam, z kim spałam, spróbowała przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru.W głowie miałam wiele twarzy wirujących wkoło, ale poza tymi kilkoma drinkami i dzikim tańcem nic dalej nie pamiętałam. Nie w taki sposób miałam to zrobić. Pierwszy raz miał być niezapomnianym wydarzeniem, tymczasem nawet nie wiedziałam jak znalazłam się w tym łóżku, nie mówiąc już o drobniejszych szczegółach. Chłopak zaczął się wiercić, a ja znieruchomiałam. Nie zdążyłam się wymknąć. Zabrał rękę, lecz już po chwili położył ją na moim brzuchu i uniósł się na łokciu.On też nie pamiętał z kim spał, lecz za każdym razem był dumny z nowej zdobyczy.Tym razem było inaczej.Zayn dokładnie zmierzył wzrokiem moją twarz i zaniemówił.
Gdyby tylko wcześniej wiedział, kim byłam...
Uniosłam powieki i, podobnie jak on, zaczęła lustrować jego twarz.
Zayn byłby dumny, ale to byłam ja. Poprzedniej nocy zostawił Julię przy barze by znaleźć kogoś, kto zaspokoi jego potrzeby, ale nigdy nie pomyślałby, że w tym zatłoczonym klubie trafi akurat na mnie.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz?! Co MY tu robimy?! - otrząsnęłam się i odepchnęłam go, siadając na łóżku i okrywając nagie ciało pościelą.
- Ja pierdole... - Malik złapał się za głowę i unikał mojego wzroku - pieprzyliśmy się.

- Okej, to przecież całkiem normalne...

- Poczekaj, to jeszcze nie ten moment. Będą ciekawsze rzeczy.

- Aha. - powiedziałam do siebie i z całej siły kopnęłam śmietnik, który przewrócił się, a cała jego zawartość rozsypała się po płytkach.
- Ej, mała, uspokój się. - Zacisnęłam pięści i obdarzyłam go najgroźniejszym spojrzeniem możliwym w moim wykonaniu. Niestety, próba odstraszenia Malika nie poszła po mojej myśli, a chłopak zaczął się głośno śmiać.
- Nie rozumiem z czego się śmiejesz. - fuknęłam na niego, a on zerknął na mnie spod swoich długich rzęs.
- Z ciebie. Jak mają się sprawy między nami? - natychmiast zapomniałam o kłótni z przyjaciółką, dokładnie analizując jego pytanie.
- Słucham?
- Dobrze słyszałaś. skarbie. - uśmiechnął się, a jego język w słodki sposób ułożył się za zębami.
- Nie ma żadnych spraw, Malik. - starałam się unikać jego ciężkiego spojrzenia, ale szybko skrócił dzielącą nas odległość i zacisnął palce na mojej brodzie, tym samym zmuszając mnie do patrzenia prosto w jego brązowe tęczówki.
- Zayn...
- Dalej? - widocznie miał ubaw tym, że chwilowo przejął kontrolę.
- Nic między nami nie ma.
- Chcesz oszukać mnie, czy raczej siebie? - spoważniał i spuścił rękę, po czym położył ją na moim biodrze. Nie odepchnęłam go, ale rozkoszowałam się tym dotykiem wywołującym ciarki na mojej skórze.
- Kurwa, wszyscy patrzą... - próbowałam odwrócić uwagę od reakcji mojego ciała na tego niegrzecznego chłopca.
- Mam to gdzieś. Wiem, że mnie potrzebujesz, a twoja reakcja tylko mnie w tym utwierdza - tak, to prawda - porozmawiamy wieczorem.



- Zaczynam być zazdrosna. Dlaczego ja nie mogę przeżyć czegoś tak... bajkowego? To brzmi jak historia z filmu. - Podparła brodę na rękach i głośno westchnęła.

- Później wchodził do mnie przez okno i kiedy byliśmy sami był całkiem znośny. Czasami nawet romantyczny. Na przykład wtedy, kiedy zabrał mnie do uroczego domku nad jeziorem. Ale wciąż był zapatrzonym w siebie chujem. Na przykład po nocy spędzonej ze mną zaplanował sobie spotkanie z pieprzoną Julią. Ale, no... sypialiśmy ze sobą. Opowiadał mi o swoim życiu, o rodzinie... Nawet bronił mnie przed matką, kiedy postanowiła mnie uderzyć.

- Ciekawa mieszanka. Chuj i romantyk. Taki bad boy. Słodko!

- Tessa! - jęknęłam przeciągle i kontynuowałam. Oh, nie sądziłam, że ta opowieść będzie taka długa...

- Zapomniałem o piżamie, więc będziesz musiała spać bez niej. - Oczy mu rozbłysły, a ja wiedziałam już o czym właśnie pomyślał.
- Zboczeniec! Będziesz musiał dać mi coś swojego! - Wystawiłam język, a Zayn wykorzystał moment i zbliżył się, by mnie pocałować. Mocno wpił się w moje usta, naprawdę mi się to podobało.
- Mały numerek? - zachichotałam na to określenie, ale kiwnęłam głową oznajmiając, że się zgadzam.
Od razu mnie podniósł i klepnął w tyłek, a potem szybko wskoczył na schody i do sypialni.
Kolejny raz rzucił mnie na łóżko i całował z taka siłą, że czułam pieczenie.
W zastraszającym tempie pozbyliśmy się naszych ubrań. Później Malik bawił się dolną partią mojej bielizny, ale w końcu i ona wylądowała na ziemi, podobnie jak biustonosz. W pospiechu założył prezerwatywę i wrócił od mnie.
Gdy tylko dotknął mnie swoim członkiem zaczęłam jęczeć. Wciąż przyspieszał, a moje jęki przybierały na sile, aż przeobraziły się w krzyk, wręcz wrzask rozkoszy.
Jeszcze tylko kilka uderzeń.
- Zayn!
- Tak, krzycz mała. Wiem, że zaraz dojdziesz. - zdołałam na chwilę podnieść powieki, by ujrzeć jak przygryza wargę i oddaje się przyjemności.
Fala ciepła rozlała się w moim podbrzuszu. Brunet opadł obok mnie.
Nasze płytkie oddechy mieszały się ze sobą, a ręce wciąż były złączone.
Czułam, że się zakochuję.

Uśmiechnęłam się, przywołując obraz nas leżących na łóżku. Oczywiście nie opowiadałam Tessie o naszym seksie. Bez przesady.

- Ranił mnie, a ja mu wybaczałam każdy wyskok. Kochałam go. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Byłam taka zazdrosna, że kiedy zadzwoniła jego matka odebrałam, bo myślałam, że ma kolejną laskę. No, i nie zapominajmy o tym, że wtedy też się pokłóciliśmy.

- Zayn niedługo was odwiedzi. - rzuciłam, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę. Malik zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.
- Wcale nie.- zaprotestował i zrzucił mnie ze swoich kolan. No pięknie, Zayn się wkurzył - muszę kończyć, cześć.
Rzucił telefon na stolik obok łóżka i spojrzał na mnie.
- Vivian, ja ci coś kiedyś zrobię.
- Chcę dla ciebie dobrze.
- Więc może nie wpierdalaj się w moje życie, bo na razie tylko wszystko komplikujesz. Kim ty jesteś, żeby próbować podejmować za mnie jakiekolwiek decyzje? No właśnie. Nikim konkretnym, więc nie próbuj robić takich rzeczy.
Moje policzku zaróżowiły się pod wpływem narastającej we mnie złości. W porywach gniewu podniosłam się na równe nogi i ruszyłam w stronę drzwi.
- Wal się, Malik!
Usłyszałam jego kroki za sobą. Przeklęłam się w myślach za to, że byłam w samych majtkach. Tak przecież nie mogłam wyjść na ulicę.
Spuściłam głowę i ruszyłam z powrotem do jego sypialni, ale stanął mi na przeszkodzie.
- Miłej podróży, gdziekolwiek zamierzasz pójść. - trzymał moje spodnie, które jednym szarpnięciem wyrwałam z jego ręki. Naciągnęłam je na swój żałosny tyłek i złapałam buty i kurtkę, po czym w pośpiechu opuściłam mieszkanie.

- On naprawdę był dla ciebie okropny! Powinnaś była kopnąć go w dupę! Dobrze, że już nie tkwisz w tym toksycznym związku! - gdyby tylko wiedziała, w jaki sposób to się skończyło...

Śmieszyło mnie to, że co chwilę mówiła co innego. Tak naprawdę guzik wiedziała o naszym związku, a ja wciąż czułam potrzebę bronienia Zayna.

- Raz prawie zginęłam, bo jego przyjaciele byli zazdrośni o to, że spędza większość czasu ze mną. - Nagle przypomniałam sobie tę sytuację. Niemalże całkowicie zapomniałam o Niallu... o tym blondynie, który czasami wydawał się miły. Jak na ironię, jeszcze wtedy myślałam, że Ian jest po mojej stronie. I Niall.

- Żyjesz? - odezwał się Ian, wyciągając ręce w moją stronę. Już miałam rzucić mu się w ramiona, gdy Malik przycisnął mnie do swojego torsu i wtulił twarz w moją szyję.
- Już myślałem, że mi się nie uda. Boże, nawet nie wiesz jak cię kocham, Vivian. Tak się cieszę, że żyjesz. - wyszeptał w moje ucho, a jego głos drastycznie zmienił ton z przerażająco chłodnego na miękki i pełen ulgi.
- To przez ciebie, debilu. Słyszałeś tego psychopatę. Vivian, powinnaś zerwać z nim kontakt, dobrze ci radzę! - Ian był wyraźnie poirytowany moim zachowaniem w stosunku do Zayna, a w jego głosie pobrzmiewała zazdrość.
- A ja ci radzę, żebyś się stąd zabierał, bo nie zamierzam użerać się z kolejnym głupim gnojkiem.
Potrząsnął pistoletem z groźbą wymalowaną na twarzy.
- Vivian! To chory gość, nie słyszysz?! - patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Ian... - zaczęłam, ale mój facet wszedł mi w słowo, wciąż trzymając mnie w ramionach.
- Panu już podziękujemy. Spierdalaj.

- Zawsze mnie bronił. Był lekarstwem na każde zło tego świata.

- Więc jak zerwaliście?

- W zasadzie wtedy, gdy powiedział, że wtrącam się w jego życie, więc uznałam, że przestanę. Ale on nie dawał za wygraną. Długo trwało, zanim do siebie wróciliśmy. W zasadzie nie zrobiliśmy tego oficjalnie.

- Między nami wszystko skończone, czego tutaj nie rozumiesz?
- Tego, jak bardzo dążysz do oszukania samej siebie. Nie potrafimy odejść niezależnie od tego, jak bardzo byśmy się upierali. Miłość zawsze będzie podążać za nami niczym cień; sam, pojedynczy cień pogrążonego w smutku człowieka, który oddał swoje serce komuś innemu i już nie potrafi iść samotnie na przód. Pamiętaj, że nawet jeśli odejdziemy w dwóch przeciwnych kierunkach to ziemia jest okrągła - prędzej czy później się spotkamy.

Nigdy nie spodziewałam się, że Zayn może powiedzieć mi coś takiego. W tak piękne słowa ubrał nasze bolesne uczucie. Wszystko brzmiało niczym poemat. Poemat, w którym zawarty był cały sens - a może i bezsens - uczucia, jakim jest miłość. Wije wokół nas nici, z których nie możemy się już wyplątać. Każda próba ucieczki powoduje mocniejsze zaciśnięcie sieci wokół szyi i boleśniejsze wpijanie się sznurów w nadgarstki. Wciąż przybywa nam ran, cierpienia i łez, ale nie potrafimy odejść. Nie umiemy wyzbyć się kłamliwych słów niesionych przez chłodny podmuch wiatru.


- Był miłością mojego życia. Przez te kilka pięknych miesięcy moje życie skupiało się tylko na nim.

- A potem?

- Chodził za mną. Wszędzie - wzruszyłam ramionami - i chyba w głębi duszy cieszyłam się, że nie odpuścił. A później okazało się, że jego matka zna mojego ojca. Musieliśmy polecieć do niej, żeby dowiedzieć się, co jest grane. Ale na lotnisku ktoś, kogo przez chwilę uważałam za mojego chłopaka...

- Chwila, więc zerwaliście z Zaynem i jeszcze miałaś kogoś?

- Tak, Ian się do mnie zbliżył. Ale podrzucił mi narkotyki i gdyby nie znajomości Zayna, pewnie siedziałabym w pace. Więc za drugim razem dotarliśmy do jego rodziny. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że jego młodsza siostra jest też moją siostrą.

- Co? - niemal spadła z krzesła, słysząc tę część opowieści. I dlatego nie powiedziałam jej o najgorszym.

- Ojciec Zayna odszedł, bo prawdopodobnie dowiedział się, że Trish zdradzała go z moim ojcem.

- Czekaj, daj mi odpocząć. - Patrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale ja tylko kiwnęłam głową na potwierdzenie tego wszystkiego. Moje życie rzeczywiście wyglądało jak film.

- Już kończę. Nie mogłam w to uwierzyć, Zayn był w szoku... wyszliśmy i wróciliśmy do Bradford. I wtedy go aresztowano.

- Dlaczego?! Co zrobił? Mówiłaś, że ma znajomości w policji...

- Tak, ale zabił człowieka. W takiej sprawie żadne znajomości nic nie dadzą... - widząc jej minę, postanowiłam nie milknąć. Bałam się, że może zacząć oceniać mnie lub Zayna... co zresztą i tak robiła odkąd zaczęłam mówić. - Zabił Iana. Zaraz po tym, jak dowiedział się, że to on był ojcem dziecka Julii... i tu historia zatacza koło. Wszystko łączy się w całość.

- NIE! To nie może się tak skończyć! Wyszedł z więzienia, prawda? Wróciliście do siebie? Proszę! Nie kończ tak tej historii!

Poczułam się, jakbym to ja właśnie teraz miała wpływ na koniec tej opowieści. Tessa chyba zapomniała, że opowiadam jej o przeszłości. Tego nie da się już zmienić. Gdybyśmy byli dojrzalsi... gdybyśmy nie byli tak bardzo w sobie zakochani...

- Gdybyśmy nigdy na siebie nie wpadli. Wszyscy byliby teraz szczęśliwi. A teraz? Moi rodzice się rozwiedli. Mieszkam sama w innym mieście po tym, jak nie mogłam poradzić sobie z wyrzutami sumienia, tym całym bólem i tęsknotą... A Zayn odsiaduje wyrok. Nawet nie wiem na ile go skazali. Od dwóch lat rozmawiałam z nim tylko raz, przez telefon. Wtedy kazał mi o sobie zapomnieć i iść do przodu. Ale ja nie potrafię! Nie mogę zapomnieć o mężczyźnie, który jest miłością mojego życia. Bez niego nic nie ma sensu. Nigdy nie przestałam...nie przestanę go kochać i zawsze wszystko mu wybaczę.

Poczułam łzy płynące po policzkach. Płakałam. Tessa przytulała mnie bez końca, szepcząc ciche słowa pocieszenia do mojego ucha. A ja wciąż płakałam, płakałam, i płakałam.




I tak oto moja historia się kończy. Nie jestem osobą, która wszędzie, gdzie to tylko możliwe wciśnie happy end. Przepraszam, jeśli epilog wam się nie podoba. Pomyślałam jednak, że fajnie będzie wcisnąć tutaj te wszystkie wspomnienia i napisać to w takiej formie. Przyznam, że sama jestem mega wzruszona i nawet nie próbuję powstrzymywać łez. Tak jakby przywiązałam się do tej opowieści i świadomość, że epilog definitywnie zakończył tą historię przyprawia mnie o ból głowy. Nie będę miała do czego wracać. Na pewno przez jakiś czas będę odczuwała tę pustkę. Ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Teraz muszę się poważnie zastanowić nad tym, czy nadal będę pisać.

Chcę, żebyście wiedzieli, że Only With You i The Threat of Love to historie, które są dla mnie szczególnie ważne. To moje dwie pierwsze książki, dzięki którym przetrwałam burzliwy okres w moim życiu. Pisanie wtedy było sposobem na ból. Nadal jest, ale teraz raczej nie jest tak źle, jak było rok temu... nie ważne, już. :) TERAŹNIEJSZOŚĆ NAJWAŻNIEJSZA. Tak więc dziękuję wam z całego serca, że byliście ze mną i mam nadzieję, że chociaż trochę poruszył was ten epilog.

NAPISZCIE MI CO SĄDZICIE, KONIECZNIE!

Dobranoc

P.S to chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam! XDDD

czwartek, 14 lipca 2016

Rozdział 35


*Vivian*

- Co? Co to ma znaczyć? - ze zdumieniem obserwowałam, jak Trish odsuwa dłoń i głośno wzdycha. - Czego nie mieliśmy się dowiedzieć i skąd znasz mojego ojca?! - wybuchłam, chcąc już wybrnąć z tej sytuacji. Miałam przeczucie, że dzieje się co złego. Właściwie przez cały czas się działo.

- Chodzi o to, że Andrew...

- Jestem głodny. - Zayn bez koszulki wszedł do kuchni, przeczesując włosy palcami. Ah, to jego wyczucie czasu. - Co jemy?

Pochylił się i obdarzył mnie szybkim buziakiem na dzień dobry. Akurat teraz, kiedy Trish była bliska zdradzenia tajemnicy.

- To, co sobie zrobimy. - uśmiechnęłam się i popatrzyłam na kobietę... i poczułam na sobie paraliżujące spojrzenie Zayna. Cholera.

- O co chodzi? - uniósł brew i w dalszym ciągu miażdżył mnie wzrokiem, a ja niepewnie patrzyłam w jego oczy.

- O nic, wszystko okej. - wstałam i podeszłam do ekspresu żeby nie musieć patrzeć mu w oczy. Ręce mi się trzęsły, gdy robiłam sobie kawę.

Trish wyszła, za to ja miałam ochotę pobiec za nią i usadzić ją z powrotem w kuchni. Przy matce Malik nie zastosowałby tych swoich metod wyciągania ze mnie prawdy.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, poczułam ręce na biodrach. Przylgnął torsem to moich pleców i czułam, jak patrzy na moje drżące ręce. Oparłam je o blat, ale on już otwierał usta żeby zacząć mnie wypytywać.

- Kochanie, wiesz, że prędzej czy później dowiem się co ukrywasz? - odsunął moje włosy i musnął wargami kark, wywołując ciarki na całym moim ciele.

- Zayn...

- Vivian... - droczył się ze mną, wciąż subtelnie całując moją skórę. W momencie gdy przymknęłam powieki, on nagle przestał, co spotkało się z jękiem niezadowolenia z mojej strony. - No właśnie.

Silnymi rękami obrócił mnie przodem do siebie i oparł się na blacie po moich obu stronach. Posłałam mu groźne spojrzenie, oczywiście nie licząc na jakikolwiek inny odzew oprócz uśmiechu błądzącego po jego twarzy.

- Twoja matka powiedziała tylko, że nie spodziewała się, że zakochasz się w córce Andrewa, czytaj mnie, i że nie mieliśmy się dowiedzieć.

- Dowiedzieć o czym?

- Powiedziałabym ci gdybyś nie przerwał nam akurat gdy miała mi to wyjaśnić, baranie. - prychnęłam, spodziewając się, że da mi spokój. Ale on przycisnął swoje wargi do moich i dopiero po odwzajemnieniu pocałunku mogłam odejść.

- Mamusiuuuu! - nieoczekiwanie wyszedł z kuchni i skierował się do pokoju matki. No chyba nie zamierzał jej tak po prostu wypytywać?

- Zayn! - pobiegłam za nim i klepnęłam go w ramię, ale było już za późno, bo zaczął paplać jak najęty.

- Fajnie, że mieliśmy się nie dowiedzieć i fajnie, że z góry zaplanowałaś, że mamy się nie poznać. Ale coś tutaj nie pykło. Więc lepiej opowiedz mi o tym całym gównianym sekrecie, albo już nigdy nie zobaczysz swojego ukochanego synka i jego dziewczyny, którzy, pamiętajmy, mieli się nigdy nie poznać.

- Synu...

- Tak, mamo? Będziesz obwiniać mnie za to, że cię przejrzałem? Zastanów się. Czy to ja ukrywam przed tobą jakieś wielkie tajemnice, czy ty przede mną?

Widząc jego cyniczny uśmieszek poczułam ścisk w brzuchu. Chwyciłam do za ramię, z nadzieją, że chociaż trochę się uspokoi. Problem w tym, ze wcale nie był wkurzony. Był za bardzo spokojny i nie wiedziałam jak na to reagować.

- Nie tak ostro. Usiądźmy. - Odezwałam się błagalnym tonem, ale bez szans na powodzenie.

- Nie będziemy siadać. Co się tutaj odpierdala?

- Zayn. Przestań być dla mnie taki zimny, proszę. - Trish była już bliska płaczu, podobnie jak ja. W myślach modliłam się, by w końcu wytłumaczyła nam to, co się tutaj dzieje i nie okazało się to jakaś tragiczną wiadomością.

- Matko! Nadal mnie okłamujesz!

- Saffa jest córką... Andrewa. Ojca Vivian. A więc...

- Jest moją siostrą? - w życiu bym się tego nie spodziewała. Mam jeszcze jedną siostrę? Która w dodatku jest też siostrą mojego chłopaka? Więc... czy my możemy być razem?

Zayn dostrzegł moją minę i z pewnością odczytał z niej wszystkie moje myśli i obawy. Byłam niemalże pewna, że pomyślał o tym samym. Co teraz? Czy ktoś oprócz naszej czwórki o tym wiedział?

A moja mama? Boże, czy moja mam zdaje sobie sprawę, że jej idealny mąż ma dziecko na boku?

- Viv, wychodzimy. - Zarządził, a ja nie miałam najmniejszej ochoty protestować. Trish była kochanką mojego ojca. Mogłaby jednym telefonem zniszczyć naszą rodzinę.

W momencie zabraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Kobiecie było na tyle wstyd, że nawet nie próbowała nas zatrzymać. I dobrze, bo żadne z nas nie miało już cierpliwości na bezsensowne dyskusje. Czułam się jak w jakimś filmie wyreżyserowanym przez szaleńca z wybujałą wyobraźnią.

- Vivian, jesteśmy. Ej, popatrz na mnie. Będzie dobrze. - Zayn już czekał na mnie z naszymi bagażami w rękach i próbował namówić mnie do wstania z miejsca. Cóż, naprawdę nie miałam ochoty wychodzić i mierzyć się z wszelkimi złami tego świata, ale nie mogłam zostać w samolocie.

Kiedy tylko moja stopa zetknęła się w z ziemią, mało nie straciłam równowagi. Wokół nas stało pełno błyskającym światłami radiowozów, a obok nich około dwudziestu policjantów z wycelowanymi w Zayna pistoletami.

- Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa. - Dwóch mężczyzn chwyciło Zayna i wepchnęło go do samochodu, a pode mną ugięły się nogi. Wkrótce przestałam cokolwiek widzieć i runęłam na ziemię.

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 34

*Vivian*

Okej. Wszyscy oprócz mnie i Zayna spali, na dworze panował jeszcze półmrok, mój chłopak uparcie przewalał sterty dokumentów, chcąc wytłumaczyć wcześniej znalezione brednie, a ja chciałam iść na spacer.

Piąta nad ranem w uroczym miasteczku Cambridge wcale nie jest taką okropną godziną za jaką miałam ją w Bradford. Przynajmniej jest... w miarę spokojnie.

Było niemalże całkowicie pusto, jednak ktoś burzył spokój i harmonię, którymi chciałam się otoczyć. Pewien szatyn z papierosem w ustach chodził w tę i z powrotem po ulicy, sprawiając wrażenie oczekującego. No cóż, gdybym posiadała choć łyżkę oleju w głowie pewnie postanowiłabym zawrócić i schować się za plecami Zayna. I właśnie tego mi zabrakło.

Ignorując niesubtelne spojrzenia mężczyzny założyłam kaptur i minęłam go. Kątem oka widziałam jak zagryza wargę. Jego oczy były dzikie...nie wyglądało jak oczy człowieka, a raczej jakiegoś drapieżnego zwierzęcia. I właśnie w tamtym momencie zrozumiałam błąd, który popełniłam w ogóle wychodząc z domu. Zawsze, gdy w pobliżu nie było mojego chłopaka, ja musiałam się wpakować w bagno albo trafić na nieodpowiednią osobę. Wyczuwałam, że zaraz coś się stanie. Przyśpieszyłam.

- Ej, mała! Gdzie tak gonisz, może wyskoczymy na piwo? - cholera, nie sądziłam, że był tak blisko. Głos rozległ się tuż przy moim uchu.

- Nie, dzięki. Mam chłopaka. - odparłam nerwowo, niepotrzebnie wspominając o chłopaku. Przecież go to nie obchodzi. Odwróciłam się przodem do gościa i zmroziłam go spojrzeniem. A on się uśmiechnął. Nie groźnie, chytrze, przebiegle. Po prostu.

Wystarczyłoby jedno spojrzenie Zayna, a gwarantuję, że koleś nigdy więcej by się do mnie nie zbliżył.

- No właśnie, ma chłopaka.

Zdezorientowana podniosłam wzrok, żeby ujrzeć śmiejącego się Malika. On i ten, eh, gościu podali sobie ręce i ścisnęli się po przyjacielsku. No jakżeby inaczej! Czy choć raz nie mogę trafić na kogoś, kogo nie znałby mój chłopak?

- Oczywiście, że każda dobra dupa kręcąca się w pobliżu domu Malików musi należeć do niejakiego Zayna Malika, który mimo rzadkich wizyt zdążył już zaliczyć pół miasta. - nieznajomy uśmiechnął się i pokiwał głową z uznaniem.

- Bez takich, dobra? Po pierwsze, DZIEWCZYNA. Na dupie to ty sobie możesz usiąść. Po drugie, do nikogo nie należę. I po trzecie, w przeciwieństwie do ciebie Zayn nie lata za dziewczynami ze zwisającym jęzorem, bo jako cywilizowany, dorosły człowiek jest w poważnym związku.

Głośno wciągnęłam powietrze, które niemal doszczętnie wykorzystałam na tą wyczerpującą przemowę i spojrzałam na ich miny. Obydwaj drżeli, próbując powstrzymać śmiech.

- No, dalej! Śmiejcie się, debile! A ty śpisz dzisiaj na podłodze! - skrzyżowałam ręce na piersiach i ruszyłam przed siebie, lecz nie trwało to długo. Zayn chwycił mnie za ramię i odwrócił przodem do siebie.

- Dobra, już. Przepraszam. - Otoczył mnie ramionami i z rozbawieniem pocałował w głowę. Gdyby tylko mnie puścił rozwaliłabym mu nos, przysięgam.

- Skończ, Malik. - warknęłam i...śmiech. Znów.

Mocno przygryzłam wargę, by nie zacząć przeklinać mojego zidiociałego chłopaka i jego identycznego kumpla.

- Malik pod pantoflem? Wreszcie ktoś cię usadził stary! Lubię cię, mała. - tamten uśmiechnął się półgębkiem i mrugnął do mnie.

- Cholera, nie próbuj flirtować z moją dziewczyną, Lucas, głupcze. - oho, odezwał się wieczny zazdrośnik.

- Cześć, jestem Vivian. - przewróciłam oczami, wbijając łokieć w żebro Zayna. Nie na tyle mocno żeby mnie wypuścił, rzecz jasna.

Lucas znów się uśmiechnął. Hm, był całkiem sympatyczny, ale nagrabił sobie u mnie wcześniejszą gadką.

- Sorry, stary, musimy iść. I pamiętaj, nigdy więcej nie mów "mała" do mojej panny, rozumiemy się? - mulat splótł nasze dłonie i pokazał gestem, że ma Lucasa na oku. Zdziwiłam się, widząc minę tamtego. Więc to nie był żart, a szatyn był konkretnie poruszony groźbą Zayna. Czego tutaj nie załapałam?




- Nie musisz być taki zazdrosny. - zamierzałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale zareagował w porę. Cały Zayn. Mój, i tylko mój.

- Czasami muszę. A kiedy ktoś zaczyna bezczelnie zarywać do mojej laski, nie zamierzam milczeć. Tylko ze względu na ciebie nie spuściłem mu łomotu.

- Zayn, uspokój się. Oszalałeś.

- Tylko i wyłącznie na twoim punkcie.




- No, to co tu znalazłeś? - pochyliłam się nad składającym papiery chłopakiem, zakładając niesforne pasmo włosów za ucho.

- Właśnie nic. - wzruszył ramionami i podniósł wzrok. Pragnął mnie i wyraźnie sygnalizował o tym błysk w oczach. - Po prostu chciałem zaciągnąć cię do sypialni. - uśmiechnął się i wstał.

Jego ręce wylądowały na moich biodrach, choć druga już po chwili ściskała pośladek. Idealna pora na seks.

Cóż, dla nas każda jest idealna.

Zaczął mnie rozbierać, łapczywie całując każdy centymetr mojej skóry. Pozostawił też kilka krwistoczerwonych malinek w okolicach szyi, dekoltu i brzucha. Po wszystkim będę musiała użyć tony podkładu żeby zniwelować ślady, ale facetów nie obchodzą takie rzeczy. Oni w ten sposób znaczą swój teren, a Zayn jest tego dowodem. Gdy tylko zobaczył, że ktoś inny próbował mnie poderwać, postanowił zostawić coś, co będzie wysyłało jasny komunikat "NIE SYPIAM SAMA!".

Ciąg dalszy pozostawię waszej wyobraźni.




Obudziłam się pierwsza, od razu ściągając rękę Zayna z mojego nagiego ciała. Szybko wskoczyłam w ubrania i weszłam do kuchni. Było już południe, a Trish siedziała przy stole, popijając herbatę. Wyglądała na zamyśloną.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się ciepło do kobiety, czując się nieco niezręcznie faktem, że jeszcze nie dawno gziłam się z jej synem w jej własnym mieszkaniu.

- Vivian. Zrobię ci śniadanie... - pokiwałam głową i usiadłam naprzeciwko niej. Poczułam bijącą od niej chęć rozmowy.

- Nie przyjechaliście tutaj w odwiedziny. - bez zbędnego pitolenia przeszła do sedna sprawy, która ewidentnie ją gnębiła.

- Co? - eh, źle - to znaczy, słucham? - tak naprawdę byłam pewna, że domyśliła się prawdziwego motywu naszego przyjazdu, ale gdybym się myliła, Zayn udusiłby mnie za wypaplanie wszystkiego jego matce.

- Szukacie czegoś. - położyła delikatną, zadbaną dłoń na mojej. - Powiedz mi. Nie jestem głupia. Mój syn się czegoś dowiedział. O co chodzi?

Wypuściłam powietrze. Poddałam się i zaczęłam śpiewać jak skowronek na wiosnę.

- Zaczęło się od twojego podejrzanego zachowania na wspomnienie mojego ojca. Zayn od razu wyczuł, że coś jest nie w porządku.

- Oczywiście. Potrafi przejrzeć człowieka na wylot. - kiwnęła głową, bym kontynuowała.

- Znalazł akt urodzenia najmłodszej siostry. Nie wpisano w nim ojca. - wbiłam wzrok w drewniany blat, czując się jak szpieg przyłapany na gorącym uczynku. - Przepraszam, wtrącam się...

- Nie. Właściwie nigdy nie mieliście się o tym dowiedzieć. Nigdy nie sądziłam, że Zayn zakocha się akurat w córce Andrewa.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 33


*Vivian*

w środku nocy obudziły mnie mrugające światła, wpadające przez okno sypialni. Zayn spał z głową na moim brzuchu niczym bezbronny dzieciak. Podniosłam się na łokciach, starając się go nie budzić. Zamarłam, widząc policyjny radiowóz parkujący przed domem. Czy to to, o czym myślę?

- Zayn, wstawaj... - zaczęłam nim szarpać i krzyczeć w nadziei, że zaraz stąd ucieknie i go nie dorwą. - Słyszysz?! Zayn... - w końcu znalazłam się na krawędzi łóżka i mało brakowała abym spadła.

Wszystko na marne. Malik spał jak zabity. Nic nie mogło wyrwać go ze snu.

Tymczasem w domu rozległo się głośne pukanie, a wręcz walenie do drzwi. Strużka potu spłynęła po moim czole. Zaraz tutaj wejdą, a ja nie zdołam nic zrobić. Zsunęłam ciężar Malika z ciała i stanęłam na łóżku, obserwując go z góry. Dlaczego wciąż śpi?

W jednym momencie z głośnym trzaskiem wylądowałam na podłodze, nieźle się przy tym turbując. Funkcjonariusz chwycił mnie za włosy i usiłował zaciągnąć do sąsiedniego pokoju, ale nie chciałam mu na to pozwolić. Ugryzłam do w rękę i z przerażeniem stwierdziłam, że nie wywołało to u niego żadnej reakcji. Tak jakby w ogóle nie poczuł bólu.

Nie poddawałam się.

Wbiłam ostro zakończone paznokcie w skórę na jego szyi i wkrótce poczułam ciepłą krew, płynącą wzdłuż mojego przedramienia. Facet jednak nie wydał z siebie żadnego odgłosu i wciąż targał mną po podłodze.

Gdzie, do cholery, jest Trish? Gdzie cała rodzina?

Po kolejnych nieudanych próbach ucieczki byłam już bezsilna. Opadłam z sił, a policjant spokojnie wyciągnął mnie za drzwi.

Przez sekundę podniosłam wzrok i ujrzałam drugiego policjanta, który trzymał w ręku błyszczący przedmiot. Pistolet.

Pochylał się nad Zaynem i... celował prosto w jego serce.

Nie! Chciałam krzyknąć. Nie strzelaj! Z moich ust ulatywały jednak tylko ciche jęki przepełnione bólem. Mężczyźni zdawali się byś głusi na moje błagania.

Jedynym, co usłyszałam leżąc twarzą do podłogi, był strzał. Nie. Nie! NIE!

W momencie poczułam okropny ból w piersi; jakby trafił we mnie, a nie w niego. Moje serce pękało na milion kawałków i czułam, że krew przestaje krążyć w żyłach. W desperacyjnych próbach wciągnięcia do płuc odrobiny powietrza marnowałam resztki sił. To konie, pomyślałam. Powieki jechały mi w dół. Moje wnętrze płonęło. Całe moje ciało było niezwykle bolesne. Ostatni raz uniosłam wzrok w kierunku łóżka. Było puste. Zayn zniknął.




- Vivian! Otwórz oczy! - nerwowo zamrugałam, chcąc wypędzić druzgocące obrazy z głowy. Byłam cała oblana zimnym potem. Mulat trzymał mnie w ciasnym uścisku i głaskał po włosach, gdy zaczęłam łkać. Posadził mnie na swoich kolanach, a ja oplotłam go nogami w pasie.

To tylko zły sen. Najgorszy.

- Ty żyjesz... - wychrypiałam, mocząc skórę łzami. Był bez koszulki, a jego mięśnie poruszały się, gdy przytulał mnie do siebie.

- Oczywiście, że żyję. To tylko sen. Jestem tutaj, wszystko w porządku. - krzepiący głos Zayna pomógł mi się nieco uspokoić. Boże. To tylko sen. Tylko sen...

Cierpliwie głaskał mnie po plecach, oczekując, aż będę gotowa żeby z powrotem położyć się spać. Al ja nie chciałam już dzisiaj zasypiać. Bałam się o niego.

- Chodź, mama zaparzy ci herbaty. - jednym ruchem uniósł mnie z łóżka i skierował się do kuchni. Widząc zaspaną Trish uderzyło we mnie poczucie winy. Zegar wskazywał trzecią w nocy. Czy obudziłam już wszystkich?

Milczała. Spojrzała na mnie ze współczuciem, ale nic nie powiedziała. Może i dobrze, bo i tak było mi wystarczająco głupio.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się delikatnie, gdy postawiła przede mną kubek z parującą cieczą. Wyszła.

Zayn nie spuszczał ze mnie wzroku, a jego ramię otaczało mnie z troską kiedy popijałam herbatę.

- Co ci się śniło?- o nie, proszę. Nie pytaj.

Kiwnęłam głową i wysiliłam się na uśmiech, dając do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować. Prawda była taka, że sama zastanawiałam się czy ten sen nie był jakimś ostrzeżeniem.

- Chcę wiedzieć.

Więc mu opowiedziałam.




Siedziałam na łóżku, wzrokiem wodząc po podłodze. Walały się po niej sterty dokumentów; tych ważnych i mniej, ale wszystkie należały do rodziny Malików.

Zayn uparcie szukał czegoś, co mogłoby wskazywać na znajomość naszych rodziców. Może byli dawnymi przyjaciółmi? Może mój ojciec jest byłym matki Zayna?

Tak, to mogło być ciekawe. Wyobrażałam sobie ojczulka z bujną czupryną loków i Trish w małej czarnej bawiących się na dyskotece szkolnej.

- Zaraz wrócą. Musimy to sprzątnąć.

- Zaczekaj, mam coś. - podał mi jakiś papier wyglądający na akt urodzenia. Safaa Malik.

- No i...? - byłam zdezorientowana. Jeszcze nie zwróciłam uwagi na to, co on zauważył.

- Ojciec nieznany. Jak, do kurwy, nieznany, skoro ojciec był jeszcze wtedy z nami? Mój ojciec jest też jej ojcem, dlaczego więc nie ma go na tym papierze? - poirytowany chłopak rzucił kartką i stanął pod ścianą, krzyżując ręce.

- Nie wiem, nie pytaj. Może...zapytaj mamę? - moja sugestia była idiotyczna, ale nie miałam lepszego pomysłu. Bo niby kto będzie lepiej wiedział, co jest nie tak z tym aktem, jak nie Trish?

- Żartujesz? - przesunął dłonią po włosach. Jego frustracja z pewnością już dawno przeszłaby na mnie, gdyby nie szok po nieprzespanej nocy.



Przełknęłam ślinę i postanowiłam zamilknąć. Potrzebowałam powietrza. Chciałam wyjść.

- Muszę pomyśleć. Pójdę... na spacer. A ty zastanów się, czy na pewno chcesz dowiedzieć się o co tym chodzi. Czasami lepiej jest po prostu nie wiedzieć.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdzial 32

*Vivian*

- Wstawaj, Viv...jesteśmy na miejscu. - Zayn potrząsał mną dopóki nie podniosłam zaspanych powiek. Ups, przysnęło mi się.- Chodź, pomogę ci.

Podniósł moją torbę, a ja podniosłam się z miejsca. Nie wiedzieć czemu chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia z samolotu.

Cambridge. Massachusetts. Stany Zjednoczone.

W nieco innych okolicznościach ta podróż byłaby ciekawą przygodą, ale po tym, co wydarzyło się u Ian'a i w związku z tym, że matka Zayna dziwnie zachowała się na wzmiankę o moim ojcu, a my wciaż nie wiemy, co się dzieje...Zapamiętam tę podróż jako koszmar i nic więcej.

Splótł nasze palce i zatrzymał taksówkę. Uśmiechnął się do mnie, ale nie dałam się zmylić. Jego twarz przepełniał ból. Moje serce przeszywał strach. Nie zapomniałam o tym, że mogę go stracić.

***

- Zayn, skarbie! Jak dobrze, że jesteś! Oh, Vivian! Jesteś taka śliczna! - Trish przywitała nas z radością. Uściskała Zayna a później mnie i zaprosiła nas do środka. Podczas gdy chłopak zaniósł nasze rzeczy do pokoju gościnnego, ja miałam chwilę na rozejrzenie się po wnętrzu. Byłam pod wrażeniem nowoczesnego, drogiego wystroju, który jednocześnie wprowadzał ciepłą, rodzinną atmosferę. Było kolorowo, ale nie chaotycznie. Na ścianach wisiały krajobrazy i rodzinne zdjęcia, którym szczególnie się przyglądałam. Było na nich tyle radosnych twarzy...

Pierwszą osobą, która przykuła moją uwagę był oczywiście Zayn. Mały, może ośmioletni chłopiec chłopiec z nieładem na głowie i iskierkami w oczach zerkał w obiektyw z pewnością siebie, którą zachował do dzisiaj. Po jego lewej stronie stała rozanielona brunetka, znacznie wyższa. To musiała być Doniya. Stojąca za dziećmi Trisha trzymała na rękach małą dziewczynkę, której mała twarzyczka była ledwie widoczna spod kocyka. Na zdjęciu był ktoś jeszcze. Mężczyzna o oczach mojego chłopaka obejmował żonę w pasie. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

Na fotografii wiszącej kilkanaście centymetrów dalej zobaczyłam małą brunetkę, próbującą wyglądać poważnie. Nie było jej na poprzednim zdjęciu, to musiała być Safaa.

- Przepraszam? - podskoczyłam, słysząc cichy głos za sobą.

Safaa obserwowała mnie ogromnymi brązowymi oczami.

- Cześć. Jesteś Safaa, tak? Ja jestem Vivian. Przyleciałam z twoim bratem. - uśmiechnęłam się w nadziei, że nawiążę z nią nić porozumienia.

- Zayn tu jest? - zauważyłam błysk w jej oku. Oh, tak. Na pewno strasznie za nim tęskniła.

- Oczywiście. - zza moich pleców wychylił się Malik, który jednym ruchem wziął siostrę w objęcia. Co będzie, jeśli wyląduje przeze mnie w więzieniu? Jego rodzina go potrzebuje!

Musiałam się mimowolnie skrzywić, bo gdy tylko Zayn podniósł na mnie wzrok zmarszczył brwi. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok. Czułam, że jeśli sekundę dłużej będę na niego patrzeć, to po prostu wybuchnę.

- Safaa, idź już do siebie. Porozmawiamy rano, musisz się wyspać. - założył jej kosmyk włosów za ucho i poklepał ją po ramionach. Kiedy dziewczyna zniknęła za drzwiami, przystąpił do działania.

- Co jest? - położył dłonie na moich biodrach zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować.

- Nie wiem. To znaczy...oni cię potrzebują. Nie możesz wylądować w więzieniu, jesteś dla nich wszystkim. - przygryzłam wargę żeby przypadkiem nie zacząć mówić za głośno. Matka Zayna przygotowywała w kuchni kanapki, a jego siostry były w swoich pokojach. Oni nie wiedzieli. Nie mogli się dowiedzieć.

- Przestań się zadręczać. Wiem, co muszę zrobić. - Przyciągnął mnie do siebie i dał mi chwilę wytchnienia w jego ramionach. Jak moglibyśmy nie być razem?

- Chodźmy spać -  wtuliłam się w jego tors i niemal poczułam jak się uśmiecha.

środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 31

*Vivian*

Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nie mogłam ustać w jednej pozycji. Nie mogłam nawet się położyć. Słowa Zayna wierciły dziurę w moim wnętrzu. Ian miałby dopuścić się najgorszej z możliwych zdrad i podłożyć mi te narkotyki?

Nie chciałam tego przyznać, ale istniała taka opcja. Może za szybko, za łatwo i za bardzo mu zaufałam? Czy jeszcze nie nauczyłam się, że ludzie to potwory, które prędzej czy później rozedrą mnie na strzępy, jeśli im na to pozwolę?

Widziałam tylko jedno wyjście. Po północy wsiadłam na motocykl i pojechałam prosto do mojego...Ian'a.




- Co ty zrobiłeś?! - wybuchłam, widząc Zayna siedzącego na podłodze z papierosem w dłoni. Obok niego leżał...Ian. Mój zmasakrowany chłopak. A właściwie jego zwłoki.

Patrzyłam jak ze stoickim spokojem przekręca głowę w moją stronę i wcale nie zamierza wstawać. Pozostał oparty o ścianę, podczas gdy ja w szoku próbowałam sklecić jakieś wyjaśnienie tego, co się stało. Rzuciłam się na kolana i klepnęłam dłonią zimny polik mojego chłopaka. Zdając sobie sprawę z tego, że właśnie pochylam się nad trupem, natychmiastowo odskoczyłam i wpadłam na coś twardego.

Zayn zamknął mnie w szczelnym, pełnym desperacji uścisku. Drżał.

- Zayn, on żyje, prawda? - mój głos się złamał.

Ian był moim przyjacielem. Był kimś ważnym w moim życiu, ale nie tak ważnym jak Malik, którego teraz mogłam stracić. Jeśli trafi do więzienia? Jeśli nigdy więcej go nie zobaczę?

Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Załkałam cicho w jego tors, na co odpowiedział głośnym westchnięciem.

- Nie chciałem...on chciał cię skrzywdzić...to on zrobił dziecko rudej. Nie chciałem, żeby stał się twoim koszmarem, rozumiesz? Nie mogłem pozwolić... - gubiąc się we własnych słowach, próbował wyjaśnić mi powód. Ale ja nie potrzebowałam wyjaśnień.

- Uspokój się. Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. Rozumiem wszystko. - pustym wzrokiem wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. Niezupełnie miałam świadomość wszystkiego, co się działo. Zayn zabił człowieka. I zrobił to z mojego powodu.

- O mój Boże. - odsunęłam się od niego i straciłam czucie w nogach. Zsunęłam się na podłogę, zasłaniając usta wnętrzem dłoni. Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Nie byłam w stanie zmierzyć się z jego spojrzeniem. - To wszystko to moja wina. Przecież gdybym się nie pojawiła, wszystko byłoby dobrze. Dlaczego musiałeś mnie pokochać? Dlaczego w ogóle ci na to pozwoliłam?!

Nie podnosiłam głowy. Byłam bliska odgryzienia sobie ręki tylko po to, aby ukoić wewnętrzny ból. To koniec. Mój koniec. Nasz koniec.

Co by było, gdybym umarła? Wszystko byłoby lepsze!

- Przestań wygadywać bzdury. Gdybyś się nie pojawiła, wszystko byłoby po staremu, a to różnica. Tylko z tobą jest mi dobrze.

Uklęknął przy mnie i uniósł mój podbródek dwoma palcami. Jego oczy lśniły, a po policzku płynęła samotna łza. Odruchowo uniosłam rękę i otarłam ciecz z jego twarzy. Mój Zayn płakał.

- Musimy uciekać. Jak najdalej. - kolejna kwestia, której moja psychika nie potrafiła przyjąć.

- Nie będę uciekać. Dowiem się, co dzieje się w naszych rodzinach, a później sam wydam się w ręce policji. - wzruszył ramionami jak gdyby mówił o zaliczeniu sprawdzianu, a nie o morderstwie.

- Teraz. - kiwnęłam głową, lecz nie zamierzałam się na to zgadzać. Sądził, że pozwolę mu wpakować się do więzienia? Będziemy uciekać ile będzie trzeba. Poradzimy sobie.




Ten sam parking. To samo lotnisko. Znów to samo.

Tym razem bez zbędnych przeszkód znaleźliśmy się w samolocie. Zapięliśmy pasy i czekaliśmy aż oderwiemy się od ziemi, zostawiając wszystkie problemy na lądzie.

Ludzie na każdym kroku obdarzali nas karcącymi spojrzeniami. Byłam pewna że każdy, kogo mijałam, stwierdzał, że zwariowałam. I wcale nie było mu daleko do prawdy. Może rzeczywiście już zwariowałam?

Ze smugami po tuszu na twarzy i rozczochranymi włosami z pewnością nie wyglądałam normalnie.




- Boisz się? - zapytałam wbrew własnej woli, właściwie nie wiedząc, o co pytam i czego oczekuję.

- Czego?

- Nie wiem. Tego, co czeka nas u twojej matki? Tego, co czeka nas po powrocie? Tego, co będzie z nami? - smutnym wzrokiem przebiegłam po radosnych twarzyczkach dwójki ludzi trzymających się za ręce. - Dlaczego nasza miłość nie może być taka prosta?

- Bo nasza jest inna. Silniejsza. Gwałtowna. Uzależniająca. - wbił wzrok w szybę, a ja skorzystałam z okazji, żeby przyjrzeć się jego twarzy. Wyglądał na przybitego. Zresztą, czy to dziwne? - Nie powinniśmy się bać. Ona nigdy się nie skończy, nawet jeśli podzielą nas tysiące kilometrów, miliony ludzi i miliardy przeżyć, a dopóki będzie trwać nie mam powodów do strachu.

Zamilkłam. Nigdy nie wierzyłam w cokolwiek tak mocno, jak w tym momencie uwierzyłam w jego słowa.