niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 4

*Perspektywa Vivian*
Mój motocykl! Wreszcie mogę jeździć!
Kiedy tylko ujrzałam maszynę i znalazłam kluczyki wsiadłam na nią i ruszyłam. Wreszcie poczułam tą wolność, wiatr we włosach. Świadomość, że teraz spokojnie mogę robić co tylko chcę, bo wreszcie mam SWÓJ motor przy sobie dodała mi pewności siebie. W moim mieście każdy wiedział, że na moim motorze jestem niepokonana. Chciałam, by tutaj też to zrozumieli. Skręciłam w drogę, którą niedawno jechałam z Ianem. Dobrze zapamiętałam drogę. Gdy dojechałam na miejsce zobaczyłam tłumy, nie to co ostatnio. No tak, o tej porze musi się tutaj dużo dziać. Zaparkowałam motocykl w bezpiecznej odległości od ludzi, by jakiś nawalony koleś przypadkiem o niego nie zahaczył i poszłam sprawdzić, co jest powodem tej wrzawy. Na linii startu ujrzałam znajomy, czarny motor z moich snów, a na nim Zayna. Po chwili obok niego ustawił się nie kto inny jak... Ian.
Przepchałam się na sam przód, by mieć dobry widok. Znajomy mnie zauważył i widocznie się zdziwił, ale po chwili na tor wyszła skąpo ubrana dziewczyna z pistoletem w ręce. Gdy rozległ się huk wyścig się rozpoczął. Ian i Malik utrzymywali się na tej samej pozycji, walczyli zaciekle, aż w końcu zaczęli z zawrotną prędkością zbliżać się do mety. W jednym momencie stało się coś strasznego - Malik zbliżył się do Iana i kopnął w jego motor, na co ten zjechał z drogi. Widząc zakrwawionego przyjaciela pobiegłam w jego stronę, na szczęście był przytomny. Ktoś zadzwonił na pogotowie, które miało niebawem przyjechać. Uklękłam przy brunecie i powtarzałam, że wszystko będzie dobrze, gdy koło nas pojawił się Zayn na motocyklu. Nie czekając na jego durne odzywki wstałam i zaciskając pięści podeszłam bardzo blisko niego.
- Czy ciebie kurwa po...
- Skąd ty się tu wzięłaś? To nie miejsce dla grzecznych dziewczynek.
Zagotowało we mnie.
- Przyjechałam nauczyć cię przegrywać. - wysyczałam mu prosto w twarz. Te słowa po prostu wyrwały się z moich ust, nie pytając głowy o zdanie.
Po kilku sekundach pojawiła się karetka, zabrali Iana. Stałam twarzą w twarz z Malikiem.
Brunet zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał mnie przestraszyć, ale byłam nieugięta. Wkurwiłam się i chciałam mu pokazać na co mnie stać.
- Za pięć minut na starcie. Masz przejebane, kochanie. - warknął i odjechał.
Ustawiłam się na linii startu. Nie myślałam nawet o żadnych zabezpieczeniach, żadnego kasku, no nic. Nie było na to czasu. Wkrótce dołączył do mnie Malik. Zmierzyliśmy się spojrzeniami. Przysłuchiwałam się okrzykom. Oczywiście ludzie krzyczeli coś, że na pewno przegram, jak mogłam się zdecydować na wyścig z Malikiem, że jestem idiotką, ale...pfff, od kiedy przejmuję się zdaniem innych?
- Popełniasz samobójstwo, mała. - szepnął Malik. Planował zakładać kask, ale widząc, że ja go nie potrzebuję, zrezygnował i rzucił go jakimś kolesiom.
Iiiiii....
wyścig się zaczął. Pędziłam najszybciej jak mogłam, ale Zayn był lepszy. Już straciłam nadzieję, gdy nagle na zakręcie zauważyłam, że popełnił błąd. Wyprzedziłam go. Toczyliśmy zaciętą walkę, aż zaczęliśmy zbliżać się do mety. Kto przekroczył ją pierwszy? JA!
Wygrałam z Malikiem. Tłum oszalał, wszyscy wybałuszali na mnie gałki oczne. Malik klął cicho pod nosem, rzucając mi zawistne spojrzenia. Koleś z mikrofonem podszedł do mnie i podniósł moją prawą rękę.
- No to chyba mamy nowego mistrza!
Zayn zszedł z motoru i podarował maszynie mocnego kopa.
- Nie, ja tylko chciałam pokazać pewnemu palantowi, że tutaj się nie oszukuje. - powiedziałam do mikrofonu i ruszyłam z powrotem do domu. Kiedy odjeżdżałam słyszałam okrzyki typu 'wróć jeszcze!' czy coś, ale nie zwracałam na to uwagi. Wróciłam do domu udając, że nic się nie stało. Jako, że była już druga w nocy po cichutko przemknęłam do mojego pokoju. Wzięłam szybko prysznic, umyłam włosy i ubrałam piżamę. Położyłam się spać, oczywiście całkowicie zapominając o nauce i tych innych pierdołach. Nie pojechałam również do Iana, spodziewałam się, że śpi. Poza tym, gdybym powiedziała mu o wyścigu mógłby się wkurzyć.
***
Budzik obudził mnie o piątej rano. Nie wiem co się stało, musiałam go źle nastawić, w każdym razie później nie opłacało mi się już zasypiać. Wykonałam wszystkie poranne czynności i ubrałam się, oraz rozpuściłam włosy. Zrobiłam makijaż, taki jak już zwykłam robić i wyszłam. Zaplanowałam sobie jeszcze krótką przejażdżkę przed lekcjami. Później podziękuję rodzicom, na razie nikogo nie ma w domu, oprócz Gabrieli, która jeszcze słodko śpi. Zostawiłam jej krótką wiadomość na lodówce, by się nie martwiła. Mało prawdopodobne, ale chciałam być dobrą siostrą.
Wsiadłam na moje cudeńko i odpaliłam. Ukochany dźwięk silnika dobiegł do moich uszu. Pojechałam przed siebie. Po chwili przypomniałam sobie o Ianie i zrobiło mi się wstyd, że nadal nie sprawdziłam co u niego. Zjechałam na pobocze i wyjęłam komórkę.
- Słucham? - usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Ian! Jak się czujesz?
- Jest okej. Słuchaj, Vivian. Już wiem o wczorajszym. I przesadziłaś, mogło ci się coś stać.
- Kurwa, Ian. Nic mi się nie stało. - odburknęłam i rozłączyłam się.
Wrzuciłam komórkę do torby z nike. Wspominałam już, że nienawidzę kiedy ktoś mi matkuje?
Mój czas 'wolny' szybko zleciał. Musiałam pojechać do tej głupiej szkoły i wytrzymać z tą głupią nauczycielką, która się mnie uczepiła.
Wchodząc do budynku napotkałam kilka zdziwionych spojrzeń. Czy to mogło mieć związek z wyścigiem? Ale przecież niemożliwe, żeby cała szkoła interesowała się motocyklami.
Szłam przez korytarz, już widząc na horyzoncie moją szafkę. I nagle ktoś mnie szarpnął i zaciągnął w jakiś korytarz, gdzie rzadko można było spotkać nauczycieli, a nawet uczniów.
- Masz wszystkim powiedzieć, że oszukiwałaś. - warknął brunet.
- Spierdalaj. - odparłam z kpiną w głosie. Mimo, iż był o wiele silniejszy i nie należał do grzecznych chłopców, jakoś mnie nie przestraszył.
- Nie tak szybko. Chciałem po dobroci, ale jak widać się nie da.
Zaczął 'wędrować' rękami po moim ciele. To nie wróżyło nic dobrego. Próbowałam się wyrywać, ale gówno mi to pomogło. Chłopak zarechotał i zaprzestał poprzedniej czynności. A więc dałam się nastraszyć - więc teraz zrobisz to, co kazałem.
Korzystając z chwili jego nieuwagi sprzedałam mu mocnego kopa w sami-wiecie-gdzie i wyrwałam się. Skierowałam się w stronę sali lekcyjnej.
Przez resztę przerw nie zobaczyłam już Zayna, za co serio byłam wdzięczna opatrzności. Po zajęciach szybko odjechałam z parkingu, by nie napotkać gdzieś brązowookiego. Dzisiaj dałam za wygraną, ale jutro pokażę mu całkowicie inną stronę Vivian. Chce wojny? Będzie ją miał.
___________________________________
Komentujcie -.-

2 komentarze: