poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 16

*Vivian*
Ten dzień był przecudowny. Przy Zaynie poczułam się jak zakochana nastolatka, marząca o bad boyu na czarnym motocyklu. Tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na planecie i było nam z tym dobrze.
Prawie całą noc oglądaliśmy jakieś filmy, których tytułów nawet nie zapamiętałam, ponieważ...
cóż, byłam za bardzo przejęta cholernie perfekcyjnym mężczyzną, z którego torsu zrobiłam sobie poduszkę. Jego ręka mocno, aczkolwiek delikatnie obejmowała moją talię i nie pozwalała się oddalić. Podobało mi się to, tak bardzo mi się podobało.
Zasnęłam około czwartej nad ranem. Zayn musiał mnie przenieść do sypialni, bo właśnie tam się obudziłam.
Kiedy wstałam, nie dostrzegłam nigdzie bruneta, ani nie czułam jego przeszywającego wzroku na sobie. Zeszłam po małych, uroczych kręconych schodkach i w samej koszulce wyszłam na mostek, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Oparłam się o barierkę i poczułam chłodny powiew wiatru, aż zadrgałam.
- Jest zimno, powinnaś się ubrać. - usłyszałam za sobą i zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, już przy mnie stał.
Stał, ubrany w biały, cienki t-shirt, czarne rurki, z rozmierzwionymi włosami i papierosem w dłoni.
- Nie strasz mnie.
- Nie chciałem, wybacz - przygryzł wargę, by zatrzymać cwany uśmieszek, ale i tak zauważyłam.
- Palant! - odparłam i odwróciłam się do niego tyłem.
- Nie odwracaj się do mnie plecami, bo dostaniesz klapsa.
Co? Nie, haahahaha, co?!
Zaczęłam się śmiać, a on jak na zawołanie położył rękę na moim pośladku.
- Nie śmiej się tak...
Przez chwilę zastanawiałam się nad reakcją, ale w końcu przysunęłam się jeszcze bliżej niego i spojrzałam mu w oczy mając nadzieję, że wygląda to chociaż trochę seksownie.
- Vivian! - tym razem on się roześmiał. Dołączyłam do bruneta i tak staliśmy, śmiejąc się jak dzieci.

- Vivian! - oboje gwałtownie odwróciliśmy głowy w stronę, z której doszedł nas głos.
Głos, o zgrozo, mojej matki.
Zayn spojrzał na mnie porozumiewawczo, ale ja już zdążyłam go od siebie odepchnąć. Spuściłam głowę i patrzyłam w dół, gdy ona się zbliżała.
- Co ty sobie wyobrażasz? Miałam dzwonić na policję! Na szczęście Julia powiedziała mi, gdzie mogę cię znaleźć! Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! I jeszcze obściskujesz się tu z nim?!
Nie mogłam powstrzymać jej słowotoku, więc w końcu krzyknęłam.
- Jestem dorosła!
I poczułam pieczenie na policzku. A później wilgoć.
Uderzyła mnie, własna matka. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła.
Nie interesowało mnie co się dzieje, szum w głowie nie pozwalał myśleć. W jednym momencie zrobiło mi się gorąco i zimno.
- Co ty robisz, kobieto?! Nie pozwolę nikomu podnieść ręki na Viv, rozumiesz? Spadaj stąd! - krzyknął. Bronił mnie przed własną matką.

Otworzyłam oczy i od razu zobaczyłam nad sobą brązowe oczy.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie i nie pozwolił wstać.
- Powiedz, że to był tylko sen.
- Nie, mała. Przykro mi.
Poderwałam się i usiadłam, szczelniej otulając się kocem. Nie spodziewałam się tego po niej. Cholera, jak to w ogóle możliwe?
- Masz tylko mały ślad, zagoi się. - znów się odezwał i zajął miejsce obok mnie. Otoczył mnie ramieniem i głaskał po policzku.
- Nie chodzi o to. Ona nigdy wcześniej tego nie zrobiła. To był pierwszy raz i na pewno się nie powtórzy...
- Skarbie, nie możesz jej teraz usprawiedliwiać. Nie ważne czy pierwszy, czy który. Nie powinna podnosić na ciebie ręki i dopilnuję, by więcej tego nie zrobiła. Zresztą, nikt nigdy więcej cię nie dotknie, przysięgam.
Słuchając tych słów poczułam się o niebo lepiej. Może to głupio zabrzmi, ale przez to jedno wydarzenie całkiem straciłam zaufanie do matki... za to zaufałam jemu.
Później wysłuchałam opowieści, jak to nie chciała stąd odjechać i jak mu groziła. Czułam się strasznie głupio, bo to przeze mnie musiał się nasłuchać tyle okropności na swój temat i ściągnęłam na niego niepotrzebne kłopoty.
- Czuję się strasznie. Nie wiedziałam, że przyjedzie. W ogóle nie myślałam, że Julka może być aż tak mściwa. Przepraszam, nie chciałam żebyś...
- Ciiii. Właściwie cieszę się, że tak się stało, mogłem cię obronić. Ironia losu, że akurat przed matką, ale tak bywa. Nie jestem zły.
Złożył subtelny pocałunek na moim czole, wywołując uśmiech na mojej zapłakanej twarzy.
_________________________
No sorry, ale jak nie będziecie komentować to naprawdę zastanawiam się czy jest sens to pisać, więc proszę, nie pozwólcie mi tak myśleć.
Dobranoc misiaki.

2 komentarze: