poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 24

*Vivian*
Biegiem ruszyłam w głąb ulicy, byleby znaleźć się jak najdalej od mojego "chłopaka".
Czy wy też zauważyliście, że między nami jest dobrze tylko wtedy, gdy uprawiamy seks?
Później wszystko musi się zjebać. Zawsze tak jest.

Spuściłam głowę, chcąc ukryć zaczerwienione policzku przed wzrokiem przechodniów.
- Mamo, ta pani jest dziwna... - usłyszałam ściszony głos mijającego mnie dziecka i nie mogłam się powstrzymać, żeby się odszczekać.
- Na co się gapisz? - warknęłam, a dziewczynka uskoczyła w stronę rodzicielki, karcącej mnie spojrzeniem.
Prychnęłam pod nosem i minęłam je bez słowa. Głupi bachor.

- Grimmie? - oh, nie. Czy nie możemy udawać, że ja po prostu nie istnieję? Odwalcie się wszyscy.
Niechętnie podniosłam głowę i skrzywiłam się na widok blondyna i jego zmartwionego wyrazu twarzy.
Kurwa, jeszcze Nialla mi tutaj brakowało.
- Nie, Madonna. - odparłam chłodno i sprytnie go wyminęłam, ale ten jeszcze sprytniej złapał mnie za ramię i przygwoździł do maski samochodu.
- Co ty, do... - zaczęłam, ale mocniej zacisnął palce na moim nadgarstku. Syknęłam z bólu, chcąc się wyrwać. Na marne się szarpałam, był silniejszy niż mogłoby się wydawać. Podniosłam kolano i sprzedałam mu kopniaka między nogi. Przez chwilę wytrąciło go to z rytmu i puścił mnie, by skakać na jednej nodze, jakby to w czymkolwiek miało pomóc.
- Kurwa, nie będziemy się tak bawić! - krzyknął i z szyderczym uśmiechem popatrzył za coś, co ewidentnie znajdowało się za mną, a teraz chwyciło mnie za ręce.
Co tu się, do cholery odwala? Niall nie wydawał się być taki zły!
- Wsiadaj, młoda, bo zaraz inaczej pogadamy. - nieznajomy mężczyzna za mną ciągnął mnie do auta.
Nie miałam szans na ucieczkę przy dwóch silnych mężczyznach. Mocno mnie trzymali i obserwowali mój najmniejszy ruch.
- Puść ją Horan! - gdy już prawie siedziałam w samochodzie, rozległy się kolejne krzyki. - nigdzie nie pojedziecie! - usłyszałam strzał, jakby z wiatrówki.
Blondyn przeklął po nosem i gwałtownie wysiadł i schował się za autem.
- Stary, pistolet. - szepnął nerwowo, a ten drugi podał mu broń. Prawdziwą.
Nieznajomy pilnował, żebym przypadkiem im się nie wywinęła. Czego ode mnie chcieli?

Później kolejne strzały. Z niepokojem wyjrzałam przez szybę i zrozumiałam, kto właśnie mnie ratował.
Ian kucał za swoim motorem i celował w nas.
Ale... zaraz...
Obok stał jeszcze jeden motor, a za nim krył się mężczyzna z burzą ciemnych włosów na głowie.
Zayn.

Nieznajomy napastnik okazał się mieć na imię Carter. Usłyszałam, jak Horan przeklina jego imię.
Wyciągnął mnie siłą z auta i stanął z tyłu. Objął mnie za szyję. Poczułam zimny metal na skroni.
Matko jedyna.
- Spierdalać, bo ją rozwalę! - mocniej przycisnął przedramię do mojej szyi, a mi życie dosłownie przebiegło przed oczami, które momentalnie się zaszkliły. Nie chciałam płakać. Zmrużyłam powieki, oddychając jak najspokojniej potrafię, by nie marnować powietrza, którego i tak nie miałam już za wiele.
- Odłóż ten pistolet, idioto! Zaraz będziesz kopał sobie grób! - wrzasnął Ian, ale Malik stała nieugięcie i wciąż celował w Nialla.
Błagam, ratuj mnie. Powtarzałam w myślach.
- Czego chcesz?
- Czego ja chcę? Cholera wie! Może żeby zniknęła z twojego życia?! Ta dziwka cię zmieniła, bardzo dobrze o tym wiesz! Już prawie wcale się nie ścigasz! Nie odzywasz się! Nawet nie masz czasu na piwo! Tylko skaczesz wokół niej jak popieprzony i bzykasz ją przy każdej okazji! - auć.
Mocniej przycisnął pistolet do mojej skóry, a ja wstrzymałam oddech, modląc się, żeby nie pociągnął za spust.
- Nie nazywaj jej tak! - znów głos zabrał Ian, ale mój chłopak posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
Auć. Po raz drugi.
Dlaczego nie zabronił mu mnie tak nazywać? Może sam tak o mnie myślał? Dziwka? Jestem dziwką?
Powinien był to zrobić, choćby ze względu na to, że w tamtej chwili byliśmy jeszcze parą.
 - Stary, co ci to da? Chcesz wylądować w więzieniu za zabójstwo jakiejś laski? - w jego głosie nie odczytałam nic poza obojętnością.
- Zabiję ją, słyszysz?! - Horan zachowywał się, jakby wpadł w jakąś furię i totalnie nie miał świadomości swoich czynów.
- Ręce do góry, śmiecie! - usłyszałam kolejny głos, tym razem z tyłu. Poczułam, jak blondyn nerwowo kręci głową, aż w końcu puszcza mnie i unosi ręce nad głowę.
Wreszcie mogłam normalnie odetchnąć. Było mi słabo, ale w tym momencie najważniejszym zadaniem było dobiegnięcie do Zay... Iana. Tak właśnie.
- Szybko! - mulat warknął oschłym tonem, mierząc w blondyna. Po chwili zorientowałam się, że to do mnie.
Pobiegłam co sił w nogach i schowałam się z nim. Rozluźniłam się dopiero w momencie, gdy wyciągnął do tyłu rękę i objął mnie nią, przyciskając mnie do siebie. Objęłam go w pasie i oparłam czoło o jego plecy z wyraźną ulgą.
On tylko grał. Gdyby nie pistolet przy mojej skroni, na pewno nigdy nie pozwoliłby nikomu mnie tak obrażać.
Dopiero teraz zobaczyłam znajomą twarz, która uratowała nas z tej głupiej sytuacji.
Głupia sytuacja. No, ciekawie to sobie nazwałam.
- Spierdalajcie do tego auta i zjeżdżać bo tracę cierpliwość. Lou i Zayn mieli broń. Horan też mógł strzelać, ale widocznie nie chciał ryzykować życia swojego przyjaciela jak i siebie. Wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon.
- Żyjesz? - odezwał się Ian, wyciągając ręce w moją stronę. Już miałam rzucić mu się w ramiona, gdy Malik przycisnął mnie do swojego torsu i wtulił twarz w moją szyję.
- Już myślałem, że mi się nie uda. Boże, nawet nie wiesz jak cię kocham, Vivian. Tak się cieszę, że żyjesz. - wyszeptał w moje ucho, a jego głos drastycznie zmienił ton z przerażająco chłodnego na miękki i pełen ulgi.
- To przez ciebie, debilu. Słyszałeś tego psychopatę. Vivian, powinnaś zerwać z nim kontakt, dobrze ci radzę! - Ian był wyraźnie poirytowany moim zachowaniem w stosunku do Zayna, a w jego głosie pobrzmiewała zazdrość.
- A ja ci radzę, żebyś się stąd zabierał, bo nie zamierzam użerać się z kolejnym głupim gnojkiem.
Potrząsnął pistoletem z groźbą wymalowaną na twarzy.
- Vivian! To chory gość, nie słyszysz?! - patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Ian... - zaczęłam, ale mój facet wszedł mi w słowo, wciąż trzymając mnie w ramionach.
- Panu już podziękujemy. Spierdalaj. - potem kiwnął do Louisa. Tomlinson zniknął we wnętrzu swojego auta i po prostu odjechał, jakby całe to zajście nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
Ian rzucił mi ostatnie, pełne oburzenia a zarazem żalu, spojrzenie i wykonał polecenie Zayna.
- Wsiadaj, jedziemy do mnie. - mulat odezwał się do mnie nakazującym tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
Byłam taka zmęczona tym wszystkim. Wciąż nie rozumiałam, jak Niall mógł okazać się kimś tak złym.
Objęłam Malika w pasie i wtuliłam twarzy w jego skórzaną kurtkę. Motor ruszył, a zimne powietrze uderzyło we mnie niczym bicz.

______________________________________________________________________

Wiecie, chyba moja wena znów powraca! Komentujcie, kocham was! 

5 komentarzy:

  1. Wow zajebiste :o
    Chce kolejny rozdzial jak najszybciej blagam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana jak sie ciesz ze dodalas, nie da sie opisac slowami jak bardzo mi sie podoba
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału �� ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaram sie
    Kocham to :*****

    OdpowiedzUsuń