środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 31

*Vivian*

Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nie mogłam ustać w jednej pozycji. Nie mogłam nawet się położyć. Słowa Zayna wierciły dziurę w moim wnętrzu. Ian miałby dopuścić się najgorszej z możliwych zdrad i podłożyć mi te narkotyki?

Nie chciałam tego przyznać, ale istniała taka opcja. Może za szybko, za łatwo i za bardzo mu zaufałam? Czy jeszcze nie nauczyłam się, że ludzie to potwory, które prędzej czy później rozedrą mnie na strzępy, jeśli im na to pozwolę?

Widziałam tylko jedno wyjście. Po północy wsiadłam na motocykl i pojechałam prosto do mojego...Ian'a.




- Co ty zrobiłeś?! - wybuchłam, widząc Zayna siedzącego na podłodze z papierosem w dłoni. Obok niego leżał...Ian. Mój zmasakrowany chłopak. A właściwie jego zwłoki.

Patrzyłam jak ze stoickim spokojem przekręca głowę w moją stronę i wcale nie zamierza wstawać. Pozostał oparty o ścianę, podczas gdy ja w szoku próbowałam sklecić jakieś wyjaśnienie tego, co się stało. Rzuciłam się na kolana i klepnęłam dłonią zimny polik mojego chłopaka. Zdając sobie sprawę z tego, że właśnie pochylam się nad trupem, natychmiastowo odskoczyłam i wpadłam na coś twardego.

Zayn zamknął mnie w szczelnym, pełnym desperacji uścisku. Drżał.

- Zayn, on żyje, prawda? - mój głos się złamał.

Ian był moim przyjacielem. Był kimś ważnym w moim życiu, ale nie tak ważnym jak Malik, którego teraz mogłam stracić. Jeśli trafi do więzienia? Jeśli nigdy więcej go nie zobaczę?

Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Załkałam cicho w jego tors, na co odpowiedział głośnym westchnięciem.

- Nie chciałem...on chciał cię skrzywdzić...to on zrobił dziecko rudej. Nie chciałem, żeby stał się twoim koszmarem, rozumiesz? Nie mogłem pozwolić... - gubiąc się we własnych słowach, próbował wyjaśnić mi powód. Ale ja nie potrzebowałam wyjaśnień.

- Uspokój się. Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. Rozumiem wszystko. - pustym wzrokiem wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. Niezupełnie miałam świadomość wszystkiego, co się działo. Zayn zabił człowieka. I zrobił to z mojego powodu.

- O mój Boże. - odsunęłam się od niego i straciłam czucie w nogach. Zsunęłam się na podłogę, zasłaniając usta wnętrzem dłoni. Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Nie byłam w stanie zmierzyć się z jego spojrzeniem. - To wszystko to moja wina. Przecież gdybym się nie pojawiła, wszystko byłoby dobrze. Dlaczego musiałeś mnie pokochać? Dlaczego w ogóle ci na to pozwoliłam?!

Nie podnosiłam głowy. Byłam bliska odgryzienia sobie ręki tylko po to, aby ukoić wewnętrzny ból. To koniec. Mój koniec. Nasz koniec.

Co by było, gdybym umarła? Wszystko byłoby lepsze!

- Przestań wygadywać bzdury. Gdybyś się nie pojawiła, wszystko byłoby po staremu, a to różnica. Tylko z tobą jest mi dobrze.

Uklęknął przy mnie i uniósł mój podbródek dwoma palcami. Jego oczy lśniły, a po policzku płynęła samotna łza. Odruchowo uniosłam rękę i otarłam ciecz z jego twarzy. Mój Zayn płakał.

- Musimy uciekać. Jak najdalej. - kolejna kwestia, której moja psychika nie potrafiła przyjąć.

- Nie będę uciekać. Dowiem się, co dzieje się w naszych rodzinach, a później sam wydam się w ręce policji. - wzruszył ramionami jak gdyby mówił o zaliczeniu sprawdzianu, a nie o morderstwie.

- Teraz. - kiwnęłam głową, lecz nie zamierzałam się na to zgadzać. Sądził, że pozwolę mu wpakować się do więzienia? Będziemy uciekać ile będzie trzeba. Poradzimy sobie.




Ten sam parking. To samo lotnisko. Znów to samo.

Tym razem bez zbędnych przeszkód znaleźliśmy się w samolocie. Zapięliśmy pasy i czekaliśmy aż oderwiemy się od ziemi, zostawiając wszystkie problemy na lądzie.

Ludzie na każdym kroku obdarzali nas karcącymi spojrzeniami. Byłam pewna że każdy, kogo mijałam, stwierdzał, że zwariowałam. I wcale nie było mu daleko do prawdy. Może rzeczywiście już zwariowałam?

Ze smugami po tuszu na twarzy i rozczochranymi włosami z pewnością nie wyglądałam normalnie.




- Boisz się? - zapytałam wbrew własnej woli, właściwie nie wiedząc, o co pytam i czego oczekuję.

- Czego?

- Nie wiem. Tego, co czeka nas u twojej matki? Tego, co czeka nas po powrocie? Tego, co będzie z nami? - smutnym wzrokiem przebiegłam po radosnych twarzyczkach dwójki ludzi trzymających się za ręce. - Dlaczego nasza miłość nie może być taka prosta?

- Bo nasza jest inna. Silniejsza. Gwałtowna. Uzależniająca. - wbił wzrok w szybę, a ja skorzystałam z okazji, żeby przyjrzeć się jego twarzy. Wyglądał na przybitego. Zresztą, czy to dziwne? - Nie powinniśmy się bać. Ona nigdy się nie skończy, nawet jeśli podzielą nas tysiące kilometrów, miliony ludzi i miliardy przeżyć, a dopóki będzie trwać nie mam powodów do strachu.

Zamilkłam. Nigdy nie wierzyłam w cokolwiek tak mocno, jak w tym momencie uwierzyłam w jego słowa.

5 komentarzy:

  1. Więcej, więcej, więcej! *0*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne.
    Tak wciągnęłaś tym wątkiem z Ianem, że zapomniałam, że mają własną "Ukrytą prawdę"w rodzinach :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, genialne. Dobra robota ‹3

    OdpowiedzUsuń
  4. ��������������

    OdpowiedzUsuń